Uroki południowej Szwecji
Od naszej ostatniej i zarazem pierwszej wizyty w Szwecji minął rok. Przez ten czas często zastanawialiśmy się nad powrotem do Szwecji. Jednak tym razem nie chcieliśmy wpaść tam tylko na jeden dzień, jak ostatnim razem do Karlskrony, ale zawitać tam na dłużej i poczuć uroki południowej Szwecji. Jak wiecie u nas czas od pomysłu do jego realizacji nigdy nie jest zbyt długi, dlatego postanowiliśmy: zabieramy Volvo i jedziemy zwiedzić południową Szwecję.
W drogę do południowej Szwecji
Drugi raz do Szwecji wybraliśmy się w sierpniu. Pierwszym pomysłem był przejazd przez Niemcy i Danię, jednak szybko ten pomysł porzuciliśmy na rzecz drogi morskiej z niezawodną Steną Line. O tym jak wygląda podróż osoby niepełnosprawnej na pokładzie promu Steny już pisałem, a Goha nagrała na ten temat wywiad z pracownikiem Steny Line Panem Marcinem Kozłowskim, który możecie obejrzeć na naszym kanale You Tube.
Tym razem jednak mieliśmy płynąć z naszym kochanym Volvo, więc pokrótce przedstawię jak wygląda taka podróż z perspektywy osoby niepełnosprawnej.
Około godzinę przed planowanym odpłynięciem powinniście zjawić się na bramkach w porcie, oczywiście tych dla ruchu samochodowego. Gdy już nadejdzie Wasza kolej do odprawy koniecznie powinniście zgłosić odprawiającej Was osobie, że potrzebujecie asysty dla osoby niepełnosprawnej. Stena Line zapewnia, że wszystkie te dane ma w systemie i identyfikuje ewentualne potrzeby przy odprawie, jednak ja uważam, że nie zaszkodzi im się przypomnieć. 🙂 Oczywiście musicie mieć przy sobie dowód osobisty lub paszport, w końcu będziemy przekraczać granicę. Po poprawnie przeprowadzonej odprawie otrzymujecie zawieszkę na lusterko samochodu, która ułatwia obsłudze identyfikację Was w gąszczu samochodów.
Efekty zawieszki są błyskawiczne. Po paru metrach przejmuje Was obsługa portowa i kieruje do osobnej kolejki. Konieczność ustawienia samochodu osoby niepełnosprawnej w osobnej kolejce nie ma na celu udzielenia jej pierwszeństwa wjazdu, a zagwarantowania jej takiego miejsca na pokładzie, aby dostanie się do windy było maksymalnie ułatwione.
Gdy już samochód znajdzie się w odpowiednim miejscu promu, po chwili zjawia się pracownik Steny, który udziela potrzebnej asysty aż do samej kajuty. Cała operacja jest szybka i sprawna, a obsługa bardzo miła i kompetentna.
Podczas drugiej wyprawy do Szwecji płynęliśmy tym samym promem, co poprzednim razem do Karlskrony, także i tu pozwolę sobie pominąć opis. Muszę jednak dodać, że Stena zrezygnowała z kantoru na promie, co moim zdaniem jest sporym błędem, a przede wszystkim niedogodnością dla turystów! Także jeśli nie chcecie płacić wyłącznie kartą, to polecam wymienić walutę jeszcze w Polsce, aby na miejscu nie fundować sobie stresu związanego z poszukiwaniem otwartego kantoru.
Dzień dobry Szwecjo
Do południowej Szwecji dopłynęliśmy wczesnym rankiem i objedzeni pysznym śniadaniem, jakie zaserwowano nam na promie, ruszyliśmy w drogę, w drogę do Malmö gdzie mieliśmy pierwszy nocleg. Jednak po kolei.
Dzika ta Szwecja
Podczas naszej pierwszej wizyty w południowej Szwecji, a dokładnie w Karlskronie ograniczyliśmy się jedynie do transportu miejskiego, a tym razem pierwszy raz mieliśmy się zetknąć ze szwedzkimi drogami, ich otoczeniem i kulturą jazdy po nich. Pierwszymi moimi słowami, gdy wydostaliśmy się z Karlskrony na krajową drogę E22, były „dzika ta Szwecja”. Nie było to spowodowane tym, że na drogę wyszedł nam łoś, a tym że otoczenie drogi jest „dzikie”. Szwecja to kraj o bardzo dużym zalesieniu i to właśnie miało wpływ na moje słowa. Jadąc samochodem po tym kraju ma się często wrażenie, że jedzie się w dziczy. Niby w Polsce też jest dużo lasów i dróg przez nie prowadzących, ale te szwedzkie wydały mi się jakieś inne, bardziej dzikie. Ciężko jest mi tą dzikość opisać, ale nawet gdy teraz sięgnę do pamięci przed oczami widzę drogę przez „tajemniczy, dziki las”. Na mnie zrobił on niesamowicie fajne wrażenie. A jak wygląda sama droga? Tutaj trzeba Szwedom przyznać, że dają radę. Drogi są równe i jeździ się po nich bardzo przyjemnie. Fajną sprawą na szwedzkich drogach jest patent trzeciego pasa. Polega to na tym, że raz z jednej, raz z drugiej strony dokładany jest dodatkowy pas służący do wyprzedzania. Uważam, że jest to bardzo fajna alternatywa dla dróg dwupasmowych. Po pierwsze wymagają mniej miejsca, a po drugie, najprawdopodobniej są tańsze w budowie. Bardzo fajna sprawa. No a jak po tych drogach jeżdżą tubylcy? Ja odniosłem wrażenie, że wiecznie na tempomacie. Uwierzcie mi, że tam 99,9% kierowców których spotkaliśmy na drodze nie przekroczyło dozwolonej prędkości choćby o km/h. Jest 90, jadą 90. Jest 20, jadą 20. Wszyscy, jak po sznurku. Jako, że jestem przyzwyczajony do polskich realiów, ciężko było mi się w tym na początku odnaleźć. Pewnie zastawiacie się co jest powodem takiego bezwzględnego przestrzegania przepisów. Otóż, u naszego północnego sąsiada mandaty za wykroczenia drogowe są bardzo drogie. Do tego, ma co tych ewentualnych wykroczeń pilnować. Jeśli uważacie, że w Polsce jest dużo fotoradarów to zapraszam do południowej Szwecji. Tam fotoradary są na każdym kroku, a w dodatku podobno mają ustawiony zerowy margines.
Goha, która raczej ma ciężką nogę po kilkudziesięciu kilometrach zaadoptowała się do zastanych warunków i wiozła nas grzecznie, zgodnie ze wskazaniami okrągłych znaków.
Jeśli interesują Cię atrakcje w Szwecji to zajrzyj do naszych pozostałych artykułów.
Odwiedzamy wiele takich miejsc i sądzimy, że znajdziesz coś co Cię zainteresuje.
„Ja chcę koronę” – kantor w drodze do Malmö
Takie słowa padły co najmniej kilkanaście razy z ust Gohy od momentu jak tylko okazało się, że na promie nie ma już kantoru. Goha lubi gotówkę i jakoś nie jest przekonana do płacenia wyłącznie kartą, więc jak tylko się okazało, że nie ma przy sobie ani pół korony szybko przeszła w tryb poszukiwania. Wiedzieliśmy na 100%, że kantor znajdziemy w Karlskronie, ale wiedzieliśmy też, że będzie on, z racji na wczesną porę, zamknięty. Postanowiliśmy zatem poszukać szczęścia w okolicach drogi w kierunku Malmö. Okazało się, że nie jest to taka prosta sprawa. My odwiedziliśmy kilka stacji paliw w południowej Szwecji nim otrzymaliśmy lokalizację poszukiwanego kantoru. Aby ułatwić Wam to zadanie poniżej zamieszczam mapkę z lokalizacją kantoru i trasą dojazdu.
Małe wyjaśnienie do mapy. Z drogi E22 należy zjechać zjazdem numer 39 w kierunku Kristianstad i kierować się na adres Vendesgatan 3D. Pod tym adresem znajduje się dość spory parking, a z niego do kantoru, a właściwie do banku Forex, już kilkadziesiąt metrów. Bank ma spory, żółty szyld i znajduje się na prawo od parkingu, pod adresem Östra Boulevarden 58, Kristianstad. Z wymianą z polskich złotych nie ma problemu, pamiętajcie tylko że bank pobiera prowizję i otwarty jest od 9 rano.
Grobowiec Wikingów i surferzy z Kasewood
W drodze do Malmö postanowiliśmy zboczyć nieco z trasy. Udaliśmy się jeszcze bardziej na południe Szwecji do miejsca przez jednych uważanego za grobowiec, a przez innych za wielki zegar słoneczny. Miejsce to Ales Stenar, znajdujące się nad samym morzem, na wschód od miejscowości Ystad zbiorowisko tajemniczych głazów.
Jednak nim opowiem Wam o tym okrytym tajemnicą miejscu, na chwilę uwagi zasługuje sama droga, którą tam dojechaliśmy. Otóż jadąc od Karlskrony w kierunku Malmö zjechaliśmy z E22 na drogę numer 19, aby następnie wjechać na piękne, wiejskie drogi Szwecji. Jadąc takimi drogami wprost nie można się powstrzymać od „ochów i achów” wypowiadanych na widok pięknych krajobrazów południowej Szwecji. Wszystko tu jest takie dopracowane. Można odnieść wrażenie, jakby cała architektura była tu od zawsze. Całe wioski, jak i pojedyncze domy, są pięknie wkomponowane w otoczenie, tworząc z nim nierozerwalną całość. Jest aż pedantycznie czysto. Według mnie żadne zdjęcie nie odda tego klimatu, trzeba pojeździć po tak zwanych „landówkach” aby go poczuć. Polecam!
W pięknych okolicznościach przyrody dojeżdżamy w końcu do Ales Stenar, zlokalizowanego w południowej Szwecji.
Spory, bezpłatny parking znajduje się na górze, jednak osobom niepełnosprawnym polecam zjazd nad samo morze, na parking płatny, który dla posiadaczy niebieskiej karty za szybą jest bezpłatny (wszystkich pozostałych uprzedzam, że parking jest drogi i płacić można jedynie kartą).
Miejsce to robi wrażenie już od samego początku. Piękna, choć niewielka promenada z uroczymi domkami utrzymana jest w klasycznym szwedzkim stylu i jest zwieńczona mariną.
Można tu coś zjeść, kupić pamiątkę lub po prostu wybrać się na krótki spacer. Na pierwszy rzut oka widać, że Szwedzi lubią to miejsce i wcale się im nie dziwię. Mi od pierwszego spojrzenia wydało się takie „cukierkowe” i absolutnie mi to nie przeszkadzało.
Gdy już zaliczyliśmy krótki spacer i zorientowaliśmy się gdzie znajduje się cel naszej wycieczki, okazało się, że jest on dla mnie niedostępny z powodu widocznego na zdjęciu poniżej.
W związku z tym ja musiałem obejść się smakiem, a Goha ruszyła w poszukiwaniu starożytnych kamieni. A czym dokładnie jest Ales Stenar? Tego tak naprawdę nie wie nikt. Pewnym jest to, że jest to kompleks złożony z 59 głazów, które tworzą widoczną z lotu ptaka łódź o 67 metrach długości i 19 metrach szerokości. Jednak czym ta łódź jest?
Mi najbardziej przypada do gustu wyjaśnienie archeologów z Lund, którzy twierdzą że Ales Stenar to grobowiec z ok. VI wieku n.e., w którym pochowany został jakiś znamienity wódz wikingów. Ta teoria jest przez wielu badaczy podważana faktem, że pod kamieniami nie znaleziono żadnych ludzkich szczątków. I tak, Ci którzy nie ufają naukowcom z Lund twierdzą, że odprawiane były tu religijne obrządki lub, że Ales Stenar to pradawne obserwatorium astronomiczne. O tej ostatniej teorii można poczytać na tablicach ustawionych w pobliżu głazów. Wynika z nich, że głazy są wielkim zegarem słonecznym, a dwa najwyższe z nich w chwilach przesilenia letniego i zimowego wskazują dokładnie wschód słońca. Według mnie fajnie, że nie wiadomo czym było to miejsce, dzięki temu staje się ono magiczne.
Jest jeszcze jeden pewnik odnośnie Ales Stenar, a tym pewnikiem jest to, że Goha była tym miejscem zauroczona. Głazy w połączeniu z widokiem na bezkres morza zrobiły na niej spore wrażenie, a dodatkowego smaczku temu miejscu nadawały pasące się tam owce.
Otóż okazało się, że pole na którym stoją głazy należy do lokalnego hodowcy owiec i jest ono stałym punktem ich wypasu. Właściciel nie ma nic przeciwko turystom odwiedzającym Ales Stenar i nie pobiera od nich żadnych opłat. Prosi jednak o szacunek dla jego zwierząt.
Gdy Goha szukała odpowiedzi czym jest Ales Stenar, ja zostałem na dole i obserwowałem czemu oddają się Szwedzi w tym miejscu. Odkryłem, że poza spacerami i odpoczynkiem nad brzegiem morza także surfują. Surfują jak w Los Angeles, tylko na ciut mniejszych falach.
Aby jeszcze bardziej upodobnić to miejsce do „miasta aniołów”, na zboczu skierowanym w kierunku morza ustawiony jest sporych rozmiarów napis Kasewood, do złudzenia przypominający oryginał z Hollywood.
Zdecydowanie polecam Wam wybranie się z choćby krótką wizytą do „Kasewood”. Mi się tu bardzo podobało, mimo że nie dane mi było zapoznać się z tajemniczymi głazami Ales Stenar. Miejsce to idealnie nadaje się na chwilę odpoczynku i rozmyślań w otoczeniu pięknego widoku na morze.
Deszczowe Malmö
Z Ales Stenar wygonił nas deszcz i zmusił nas do kontynuowania podróży w kierunku Malmö. Mieliśmy plan, aby tuż po przyjeździe zwiedzić to miasto, jednak od razu po zameldowaniu w hotelu zaczął padać mocny deszcz, zmuszając nas tym samym do pozostania w hotelu. W związku z tym Malmö nie zwiedziliśmy i resztę dnia spędziliśmy w hotelu. Nocowaliśmy w Scandic Segevång Hotel i powiem Wam, że dostosowanie tego hotelu było najlepszym, jakie dotąd w hotelu widziałem. Poza rzeczami oczywistymi, jak dostosowanie łazienki czy brak progów, w pokoju przeznaczonym dla osób niepełnosprawnych stało duże, podwójne, sterowane na pilota łóżko. Super sprawa. Można było dostosować sobie choćby zagłówek, bez konieczności korzystania z dodatkowych poduszek. Dodatkowym bajerem był wyciągnięty z telewizora kabel służący do podłączenia własnego pendrive.
Z racji na „szklaną pogodę” zmuszeni byliśmy do zjedzenia kolacji w hotelowej restauracji i to, niestety nie należało do najprzyjemniejszych doznań. Kolacja podana była w formie bufetu na którym do wyboru była jedynie ryba, kurczak lub naleśniki i ciasta. Miernej jakości bufet zabolał nas jednak dopiero przy kasie, ponieważ musieliśmy za niego zapłacić 600 koron (!!!), czyli ponad 270 zł. Uwierzcie mi, że nie tylko my byliśmy zszokowani tą ceną. Spotkał nas jednak miły akcent tego wieczoru. Przy kasie okazało się, że sprawdza się powiedzenie „Polacy są wszędzie”. Kasjerką okazała się mieszkająca od lat w Szwecji Polka, która w zamian za rejestrację w klubie Scandic zaoferowała nam 20% zniżki 🙂 Obdarowani zniżką i średnio najedzeni udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
Tak zakończyliśmy nasz pierwszy dzień podróży po południowej Szwecji. Następny dzień postanowiliśmy spędzić w stolicy Dani Kopenhadze, o czym przeczytać możecie w poście „Jeden dzień w Kopenhadze”.
Jeśli chcecie poczytać o tym co jeszcze zobaczyliśmy w południowej Szwecji zajrzyjcie poniżej:
- Piękny Kalmar w Szwecji – opisujemy nasz spacer po Kalmarze
- Wyspa Olandia – motyla wyspa w Szwecji – o naszym poznawaniu atrakcji Olandii
- Park łosi w Szwecji – Nybro – nasze spotkanie z łosiami i podsumowanie podróży do Szwecji
Zapraszamy na nasze grupy
Dołącz do nas na YouTube!
Znajdziesz tam filmy z podróży po Polsce i świecie.
Pięknie opisana szczegółowo wyprawa, podziwiam 🙂 szkoda, że w w telewizji jest tak mało programów o takich wycieczkach, wyprawach gdzieś daleko, jedyny program, jaki lubiłam naprawdę był Kossakowskiego z osobami chorymi. Nie myślała Pani by Wasze wyprawy pokazywać w programach ?