W stronę słońca, czyli do Chorwacji przez Bratysławę i Budapeszt cz. 1
Od kilku lat Goha w okolicach zimy zaczynała swą mantrę „Kamil, pojedźmy do Chorwacji, tam jest podobno tak pięknie”. Ja skutecznie się broniłem argumentami, że tam jest masa turystów, że to piękno pewnie jest przereklamowane, że kiedyś pojedziemy, że obiecuję. Moja wspaniała żona jest cierpliwa, ale i jej cierpliwość ma granice. W końcu postawiła na swoim i nie dała mi wyboru (mężowie wiedzą o co chodzi:)). Jak powiedziała, tak się stało i pojechaliśmy do Chorwacji. Ale zacznijmy od początku.
Planujemy
Ten wyjazd był wyjątkowy, ponieważ nie wybraliśmy się sami. Postawiliśmy na wyjazd rodzinny. Nasza podróżnicza brygada składała się z moich najlepszych na Świecie teściów (nie, nie podlizuję się, jestem nieoryginalny i tak twierdzę) oraz Gohy brata z żoną i ich dwójką dzieci. Jak się domyślacie pojechaliśmy na dwa samochody. Ustaliliśmy, że chcemy dotrzeć do środkowej Dalmacji, więc trzeba było znaleźć, dostosowane do moich potrzeb, lokum w tym rejonie. Szukałem chyba wszędzie z bardzo mizernym skutkiem, aż natrafiłem na firmę Adriatyka.pl. Mała reklama w tym momencie jest konieczna bo Adriatyka.pl podchodzi do klientów bardzo profesjonalnie. Wysłałem do nich zapytanie o szerokość drzwi, ogólne dostosowanie itp. konkretnych domków, a nawet pokusiłem się o prośbę opisania okolicy. Odpowiedź mnie zszokowała. Nie dość, że otrzymałem odpowiedź bardzo szybko, to była ona do tego niezmiernie dokładna. Zawierała wszystko, co potrzebne, łącznie z dokładną szerokością drzwi, wysokością łóżek, a nawet z opisem jak dostosowana jest okolica i jaki jest kąt nachylenia podejścia do domu (Jak wiecie Chorwacja to dosyć górzysty kraj). Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony, więc bez zbędnego namysłu zarezerwowaliśmy 8-mio osobowy domek w Mastrince za pośrednictwem tej firmy.
Ok, na liście „do załatwienia” odhaczyliśmy nocleg w Chorwacji. Nadszedł czas na postoje po drodze. Postoje chyba głównie ze względu na mnie, bo równanie Kamil + 1600km w samochodzie na raz, zawsze kończy się źle. Padło na Bratysławę w kierunku Chorwacji i Budapeszt w drodze powrotnej. W każdym z tych miast mieliśmy spędzić po dwa dni, żeby coś w nich zobaczyć. Szybko zarezerwowałem hotele i wybrałem trasę. Powiem krótko, w mojej kieszeni odezwał się „autostradowy wąż” i w obie strony jechaliśmy przez Słowację i Węgry – teraz wiem, że to był błąd.
Bratysława, miasto na jeden dzień
Droga do stolicy Słowacji minęła nam bez większych problemów, nie licząc dwóch „wpadek”. Po pierwsze nasz GPS stwierdził, że koniecznie powinniśmy zwiedzić wąskie, górskie uliczki na granicy Polsko-Słowackiej i po drugie pod samą Bratysławą złapała nas gigantyczna ulewa, tak wielka że autostrada zwolniła do 40km/h, a Goha stwierdziła, że jedzie na wyczucie, bo widać nie było prawie nic. Dalej było już z górki. Booking w hotelu, mecz Brazylia – Niemcy na Mistrzostwach Świata (tak ten, w którym Brazylijczycy dostali koszmarne lanie od naszych zachodnich sąsiadów), kilka piwek, rozmów z gośćmi baru hotelowego i spać.
Po obudzeniu się, pełni sił i zapału mieliśmy ambitny plan popłynąć do Wiednia, ale z racji na godziny rejsów skończyło się na tym, że podjechaliśmy samochodem w okolice Dunaju i ruszyliśmy na podbój Bratysławy.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła nam się w oczy było UFO na moście. Jak tylko je zobaczyłem obrazu wiedziałem, że kto jak kto, ale Goha na 100% będzie chciała się tam wdrapać. Mimo tego, że z brzegu rzeki UFO wyglądało, jak ruina to postanowiliśmy ruszyć na przód i na własnej skórze sprawdzić jak to jest z jego użytecznością.
Na miejsce doprowadził nas Nowy Most (Most SNP), który drgał, bujał się i huczał, jak tylko przejeżdżał nim jakiś większy pojazd. Aby dostać się na most trzeba pokonać bardzo strome podjazdy, więc gdyby nie Tomek, brat Gohy, nie dałbym rady. Wielkie dzięki Tomku!
Jeśli interesują Cię atrakcje w Słowacji to zajrzyj do naszych pozostałych artykułów.
Odwiedzamy wiele takich miejsc i sądzimy, że znajdziesz coś co Cię zainteresuje.
Po samym moście śmigało mi się już bez problemów, a uroku nadawał z jednej strony Dunaj, a z drugiej galeria zdjęć Bratysławy z lat wojennych i powojennych. W drodze pod UFO Goha wyczytała, że jest ono obiektem z poprzedniej, socjalistycznej epoki i na jego szczycie poza punktem widokowym jest także restauracja. Pomyślałem dobra nasza, a raczej Tomka, bo wychodziło na to, że jego wylany w trakcie „mostowej wspinaczki” pot nie zostanie wylany na darmo. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Znaleźliśmy wejście do UFO bez większych problemów, znajduje się ono pod mostem od strony południowej. Aby dostać się na taras widokowy lub do restauracji kolejno na wysokości 95 i 85 metrów trzeba wykupić bilet, 6 € cały i 3 € połówka dla dzieci, osób starszych i opiekuna osoby niepełnosprawnej. Osoba niepełnosprawna wjeżdża za darmo, ale najwyżej, jak może się dostać, to poziom restauracji, ponieważ na taras prowadzą schody. Do windy dostałem się przez magazynek restauracji, ale obsługa szybko zrobiła w nim przejazd, więc nie było to problemem. A na górze…. widok przepiękny. Cała Bratysława na wyciągnięcie ręki, piękny widok na zamek i … Zresztą sami zobaczcie.
I My 🙂
Prawda, że pięknie? Dla tych widoków z całego serca polecam wjazd na UFO, Jeść w restauracji natomiast już niekoniecznie. Podobno jedzenie jest znakomite, ale i ceny są „znakomite” (posiłek dla dwóch osób ok. 100-120 €). Po nacieszeniu naszych oczu widokiem i interwencyjnym „głodnym” telefonie od teściów, którzy wybrali zamek, zjechaliśmy na dół i powędrowaliśmy tą samą drogą w stronę starówki.
Bratysławskie Stare Miasto jest śliczne, urokliwe i ma swój fajny klimat, a do tego uliczki są przejezdne dla wózka inwalidzkiego. 🙂 Nie potrzeba wiele czasu aby przejść się uliczkami Starego Miasta i bez zastanowienia pobłądzić między bardziej i mniej ważnymi budynkami. My byliśmy do tego zwiedzania totalnie nieprzygotowani więc pewnie sporo miejsc ominęliśmy, ale postawiliśmy na spontaniczny spacer i wyszedł nam on znakomicie. A zobaczyliśmy między innymi to:
oraz wyglądającego ze studzienki Człowieka w pracy.
Niewiele, ale było fajnie i bezstresowo, że musimy gnać, bo tam jest jeszcze coś, co koniecznie trzeba zobaczyć. Po krótkim spacerze odezwał się głód więc wstąpiliśmy do jednej z licznych restauracji na typowo słowackie dania, pełne serów, boczku, klusek, placków i oczywiście piwa. 🙂 Ja osobiście polecam typowo słowacką potrawę jaką są Bryndzové Halušky (kluski z bryndzą). Niby proste, ale pyszne! Po sutym posiłku wróciliśmy do naszego hotelu aby następnego dnia ruszyć w stronę słońca Chorwacji.
Bratysława pożegnała nas niestety dość niemiłą sytuacją, która nieszczęście skończyła się pozytywnie. Wyszliśmy z Gohą rano z hotelu i zauważyliśmy grupkę, podejrzanie wyglądających mężczyzn bacznie obserwujących nasz samochód. Może to była przesada z naszej strony, ale postanowiliśmy na zmianę popilnować samochodu. Obserwujący nasz samochód mężczyźni pokazywali sobie nasz samochód, nas stojących przed hotelem, czasem jeden odchodził, potem wracał. Sytuacja ta trwała około 20 minut. Po tym czasie mężczyźni weszli do hotelu, zamienili kilka zdań z recepcjonistą, po czym wyszli i odeszli z posesji hotelu. Być może wcale nie chcieli „pożyczyć” sobie naszego samochodu, tego się nie dowiemy, niemniej jednak uważajcie na swoją własność zarówno w Polsce jak i zagranicą.
Winny jestem Wam jeszcze informację, że w Bratysławie zatrzymaliśmy się w hotelu Chopin (niedaleko lotniska), który okazał się bardzo fajnie dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych.
Ciąg dalszy: W stronę słońca, czyli do Chorwacji przez Bratysławę i Budapeszt cz. 2
Zapraszamy na nasze grupy
Dołącz do nas na YouTube!
Znajdziesz tam filmy z podróży po Polsce i świecie.
Cieszę się razem z wami : waszym udanym zwiedzeniem , a tak przy okazji i mnie udało się „zobaczyć” te ciekawostki/zwiedzane . Życzę dalszych udanych i wspaniałych podróży i tak kochanych osób was wspierających swą pomocą. Radości którą dostrzegłam na waszych licach. Kocham was.