Malta zakochania warta – część piąta – Dingli, Ħagar Qim i Blue Grotto
Po aktywnym zwiedzaniu Valletty dnia poprzedniego, postanowiliśmy odpocząć od zabytków i skupić się na naturalnym pięknie Malty. Ten dzień miał nam zatem upłynąć pod znakiem Klifów Dingli, megalitycznego kompleksu świątyń Ħagar Qim i Mnajdra oraz słynnej Błękitnej Groty (Blue Grotto). Mieliśmy nadzieję, że uda nam się to wszystko zobaczyć, choć wiedzieliśmy, że będzie ciężko. Mieliśmy nadzieję, że Malta i tym razem pozytywnie zaskoczy nas dostosowaniem swoich obiektów.
W stronę Ħagar Qim i Mnajdry
Rano jak zwykle uzbrojeni w wodę i kanapki udaliśmy się na nasz przystanek o magicznej nazwie Mwiezeb i wsiedliśmy w autobus do Rabatu, by następnie przesiąść się w linię 201 i dojechać do Ħagar Qim. Podróż z Rabatu to jakieś 50 minut jazdy, bardzo urokliwą i praktycznie pustą drogą w towarzystwie przesympatycznego kierowcy.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, zobaczyliśmy pierwszy problem przed nami.
Jak widzicie do wejścia nie jest daleko, ale dość ostro pod górę. Całe szczęście droga jest bardzo równa. Jednakże lokalizacja i widok, kiedy już stanie się na górze wynagradza wszystko. Ħagar Qim bowiem stoi na wzgórzu z widokiem na morze, wkomponowana w surową okolicę. Zapytacie pewnie, co nas tam przyciągnęło? Otóż chociażby to, że oboje z Kamilem jesteśmy zawsze pod ogromnym wrażeniem dzieła ludzkich rąk, które na dziś dzień liczy ponad 5500 lat i o którego istnieniu przez lata nie wiedziano, bo schowane było pod warstwą ziemi, a dzisiaj jest jednym z bogactw wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Fajne jest też to, że Malta dba i dzieli się swoim bogactwem naturalnym z turystami z całego świata.
Pozwólcie jednak, że zacznę od samego wejścia do kas, kina 4D oraz muzeum, a o samych świątyniach opowiem Wam za chwilę.
Kiedy już dostaniecie się w okolice budynku, zdaje się, że problem z poruszaniem dla osób niepełnosprawnych się skończył, bo w budynku znajduje się winda. Kolejną miłą dla nas niespodzianką był fakt, że wejście do świątyni kosztowało naszą dwójkę tylko 7,5€, a do tego zwrotna kaucja za audio przewodnik. Zadowoleni pomaszerowaliśmy do kina 4D, w którym znajdowały się specjalnie wygospodarowane miejsca dla osób na wózkach inwalidzkich.
Warto nie omijać tego punktu programu, bo dokładnie pokazana jest tu historia Ħagar Qim i fakt, jak mało brakowało, byśmy wcale o niej nie wiedzieli. Jest to megalityczna budowla powstała ok. 3600 lat p.n.e., w tak zwanym okresie Ġgantija. Film pięknie ukazuje, jak to się stało, że tak ogromna świątynia zniknęła z powierzchni ziemi, a odkryto ją dopiero w 1839 roku. Ħagar Qim oznacza dosłownie Stojące Głazy i na przestrzeni ponad 5000 lat zmieniała nieco swój wygląd z uwagi na to, iż wykonano ją z miękkiego wapienia, który był podatny na działanie warunków atmosferycznych. Oboje z Kamilem byliśmy naprawdę zafascynowani tym, co zobaczyliśmy na ekranie, a kiedy do tego na własnej skórze poczuliśmy symulację warunków atmosferycznych, których doświadczyła ta megalityczna budowla, to po prostu osłupieliśmy i chcieliśmy dowiedzieć się jeszcze więcej, zwiedzając niewielkie muzeum poświęcone Ħagar Qim i Mnajdrze.
Znajdują się tu nie tylko zdjęcia badaczy, czy historia powstania Ħagar Qim, ale również makiety pokazujące cały kompleks z góry.
Hagar Qim składała się pierwotnie z 4 świątyń. Główna świątynia była tak ustawiona, by w różnych porach roku słońce oświetlało kolejne ołtarze, czego symulację można sobie zobaczyć na wspomnianej przeze mnie makiecie.
Fascynujące jest również tutaj to, że można podziwiać spryt i kunszt budowniczych, którzy przecież w jakiś sposób musieli przetransportować wielotonowe megality.
Na zdjęciu możecie też zauważyć przejście (można przez nie przejść), pokazujące wzrost żyjących wówczas ludzi. I teraz wyobraźcie sobie 5-7 metrowe głazy w ich rękach.
Nadszedł czas, by to cudo ujrzeć na własne oczy.
Jak widzicie świątynia przykryta została ogromnym białym namiotem dla ochrony przed działaniami warunków atmosferycznych. Niestety osoba niepełnosprawna będzie miała problem się tutaj dostać, bo jest nierówno, ale moi drodzy dla chcącego, nic trudnego, więc pokonując z Kamilem połowę trasy na tylnych kołach, dotarliśmy do celu. Jak widzicie przy dobrej współpracy da się zrobić wszystko 🙂
Jeśli interesują Cię atrakcje na Malcie to zajrzyj do naszych pozostałych artykułów.
Odwiedzamy wiele takich miejsc i sądzimy, że znajdziesz coś co Cię zainteresuje.
Wejście do świątyni pokazuje jej ogrom. Uwagę zwraca 20-sto tonowy monolit o długości 7 metrów. Być może jest on największy, jakiegokolwiek dotychczas użyto do budowy świątyni na Malcie.
Zwróćcie uwagę na grubość wejścia, w którym stoi Kamil oraz to, że samo wnętrze świątyni zostało już dostosowane za pomocą drewnianych kładek, które położono ze względu na turystów w ogóle, a nie tylko na osoby niepełnosprawne, co nie zmienia faktu, iż można się tu swobodnie poruszać.
Świątynia składała się z komnat w kształcie litery „C”, znanych jako apsydy. Znaleźć je można zaraz za wejściem po prawej i lewej stronie.
W bocznych komorach, tuż za wejściem znajdował się ołtarz Ħagar Qim, którego oryginał przeniesiono do Muzeum Archeologicznego w Valletcie. Wewnątrz znajdują się też ołtarze przypominające kształtem grzyby oraz spora ilość stołów ofiarnych. Także jak się domyślacie, prastare ludy Malty, podobnie jak Majowie składali krwawe ofiary swoim bogom.
Od zawsze ci bardziej sprytni sterowali ludem. Tak też było w przypadku kapłanów z Ħagar Qim.
Robili to oni na dwa sposoby, w obu przypadkach wykorzystując okrągłe okno, które widzicie na zdjęciu. Po pierwsze wykorzystywali świecące przez nie poranne słońce, aby tłumaczyć poddanym wolę bogów. Jednak drugi sposób kontrolowania ludu był zdecydowanie bardziej przebiegły. Otóż, wspomniani już kapłani wcielali się potajemnie w głos bogów i obwieszczali swoją wolę, sterując tym samym bogobojnymi ludźmi. Niektórzy potrafią się ustawić 🙂
Niestety w tym właśnie miejscu okazało się, że Kamil nie da rady dostać się do położonej zaledwie 500 metrów dalej świątyni Mnajdra, bo droga biegnie po prostu zbyt stromo w dół. Zresztą zobaczcie sami.
Być może dalibyśmy radę zejść, ale obawiam się, że na podejściu z powrotem zabrakłoby nam pary w rękach i nogach. Nawierzchnia jest jednakże znakomita, więc może ktoś spróbuje?
Natomiast na miejscu okazuje się, że mając kłopoty z chodzeniem, nie zobaczycie nic. Dlaczego? A dlatego:
Mnajdra to druga z megalitycznych świątyń, niestety gorzej zachowana, choć bardzo klimatyczna.
Zbudowano ją na nierównym odcinku wybrzeża. Składa się z trzech świątyń i owalnego placu przed nimi, służącego do zgromadzeń. Najstarszą ze świątyń wybudowano mniej więcej w tym samym okresie co Ħagar Qim. Będąc w środku warto pobłądzić w jej ruinach, by dostrzec niezwykłe, wykonane w kamieniu zdobienia. Takie, jak te na poniższym oknie.
Jak już wspominałam zarówno Ħagar Qim, jak i Mnajdra zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO i sądzę, że po poznaniu tych kilku faktów na ich temat nikogo nie może to dziwić.
Wracając do Kamila dowiedziałam się, że niedaleko Mnajdry znajduje się mniejsza maltańska wersja Ażurowego Okna, z którego znana jest (na czas pisania tego postu niestety już była) siostrzana wyspa Malty – Gozo. Miejsce nazywa się Ras il–Ħamrija i może Was zaciekawi?
Po powrocie do czekającego na mnie w Ħagar Qim Kamila, stwierdziłam iż dobrze zrobił pozostając na górze, bo ja po spacerze w górę byłam mokra od potu. Odsapnęliśmy chwilę w cieniu Ħagar Qim, zrobiliśmy standardowe selfie i ruszyliśmy w drogę powrotną do przystanku.
Oczywiście nie planowaliśmy powracać do domu, bo plan był zrealizowany dopiero w jednej trzeciej. Słońce prażyło tak, że nawet ja się przed nim chowałam w obawie przed udarem słonecznym. Po jakimś czasie przyjechał nasz autobus i ruszyliśmy w kierunku Wied–iż-Żurrieq, gdzie mieści się Blue Grotto.
Blue Grotto
Południowe wybrzeże Malty należy do najbardziej dzikich i niedostępnych, co odczuliśmy wyraźnie jadąc do Blue Grotto (Błękitnej Groty). Kiedy wysiedliśmy na przystanku Grotto okazało się, że przed nami stromizny, jakich mało. Postanowiliśmy zasiąść w niewielkiej knajpce na coś zimnego do picia i tu spotkaliśmy parę Polaków, którzy niestety potwierdzili, że Kamil się do Blue Grotto nie dostanie, bo pływające tu motorówki są zdecydowanie niedostosowane, a i samo zejście do przystani nastręczać będzie sporo kłopotu. Byłam szczerze rozczarowana, ale i tym razem Kamil nalegał, żebym popłynęła łódką samotnie i zobaczyła o czym tu pieją takie peany. O Blue Grotto mówi się, iż jest jedną z najpiękniejszych naturalnych atrakcji Malty, że jaskinia o obwodzie 90 i wysokości 30 metrów zachwyca grą światła w wodzie od wschodu słońca do około 13:00. No cóż tym razem miałam nie iść, a płynąć samotnie.
Jak widzicie zejście nie jest zbyt łatwe, a druga droga jest równie stroma. To, co widzicie na zdjęciu to belki do wyciągania łodzi w Wied iż-Żurrieq, niewielkiej rybackiej przystani, która dzisiaj służy głównie turystom w ich podróży do Blue Grotto.
Drogę do Błękitnej Groty pokonuje się kolorową motorówką. Rejs kosztuje 8 euro i trwa 30 minut. Moim zdaniem jest wart swojej ceny. Z perspektywy wody bardzo dobrze widać jest niedostępność tej części wybrzeża Malty.
Po drodze zagląda się do wielu jaskiń o kobaltowo-niebieskiej wodzie i ścianach pokrytych różnorodnymi minerałami.
Woda wewnątrz jaskiń jest tak czysta i tak niebieska, że aż trudno w to uwierzyć. Kolor wody zależy od podwodnej flory i kąta padania promieni słonecznych.
Sama Błękitna Grota jest rzeczywiście piękna i porywa swoją wielkością i tym, co dzieje się wewnątrz niej, kiedy słońce zaczyna tańczyć w tafli wody.
Rejs skończył się zbyt szybko, jak na mój gust, ale bardzo mi się podobał, bo nasz przewodnik bardzo szczegółowo opowiadał o zachodzących pod powierzchnią wody reakcjach i zwracał uwagę na najmniejsze detale. Po raz pierwszy też miałam na dłoni błękitną wodę, której polecił nam dotknąć nasz prowadzący. Kiedy wróciliśmy do przystani, poszłam do Kamila wspomnianą wcześniej drugą drogą i tutaj moi drodzy warto odwrócić się, aby zobaczyć kolorowe motorówki łagodnie kołyszące się w wodach zatoki.
Bardzo żałowałam, że Kamil nie mógł popłynąć ze mną, ale postanowiłam, że ostatnia z dzisiejszych atrakcji zostanie przez niego zdobyta, żeby nie wiem co. Z tym postanowieniem po raz kolejny wsiedliśmy do autobusu 201 i udaliśmy się na słynne Dingli Cliffs.
Dingli Cliffs
Jeszcze przed wyjazdem na Maltę byliśmy pewni, że pojedziemy zobaczyć najwyższe, sięgające 200 metrów klify na wyspie, czyli Dingli Cliffs. No i jak zaplanowaliśmy, tak zrobiliśmy. Gdy kierowca dowiedział się, gdzie jedziemy pokiwał głową i spytał „jesteście pewni?”. Pomyśleliśmy, że gość jeździ tamtędy codziennie kilka razy, to pewnie mu się Klify Dingli znudziły. My byliśmy absolutnie pewni ,że będą nam się podobać co najmniej tak samo, jak Los Gigantes na Teneryfie. Nieprzypadkowym był też fakt, że jechaliśmy tam na zachód słońca, czyli w czasie wycieczkowych kolacji i innych atrakcji. Mieliśmy nadzieję nikogo tam nie spotkać. I rzeczywiście autobus był prawie pusty. W drodze na Dingli Cliffs czas umilał nam rozśpiewany maltański kierowca, totalny chill out, ciesz się życiem. Ale do rzeczy. Wysiedliśmy na przystanku, który polecił nam kierowca i naszym oczom ukazało się urwisko, ławeczka i bezkres wody.
A wszystko to w zachodzącym słońcu. Czad! Postanowiliśmy dojść na sam brzeg klifów, tak aby jadły nam z ręki. Niestety nie było to tak łatwe, jak się wydawało, bo trzeba było się przedrzeć przez masę kamieni i żwiru, co w naszym przypadku stanowiło level hard. A nawierzchnia wyglądała tak:
Jakoś jednak dotarliśmy na miejsce i… No i okazało się, że klify nas zrobiły w konia. Jakie jest Wasze pierwsze skojarzenie na słowo klify? No tak wysoka skała opadająca pionowo do wody. Niestety Dingli mają w nosie to, jak chcielibyśmy aby wyglądały.
Fakt, są wielką skałą, fakt opadają pionowo, ale nie do morza a na poniższe pola wykorzystane przez tutejszych rolników. Byliśmy pewni, że pomyliliśmy miejsca, ale okazało się, że nie – to były Dingli Cliffs. To co je ratuje w tym miejscu, to te ławeczki ustawione praktycznie na samym brzegu. Jak się na niej usiądzie to widać tylko przepaść i wodę, bez tej polnej atrakcji poniżej. No i można sobie pstryknąć selfie.
Fajne było to, że z racji na porę dnia, na klifach byliśmy tylko my i jeszcze jedna para. Teraz wiemy już, że trzeba było udać się ciut na wschód i tam znaleźlibyśmy klify w wersji opisywanej, jako monumentalne 200-metrowe, ostro spadające do morza.
Jednakże zachód słońca był tak cudny, że nic nie było w stanie popsuć nam dobrego humoru i już planowaliśmy wizytę na Gozo, która czekała nas następnego dnia. O tym jednak, jak zwykle opowiem następnym razem.
Pewnie i do tego dojdziecie w swoich relacjach, ale dla nas najciekawszym miejscem na Malcie jest zagłębie plażowe Golden Bay, Għajn Tuffieħa Bay i Gnejna Bay. Fajne miejsce i do posiedzenia na plaży, ale też trochę bardziej aktywnego spędzenia czasu. Nieśmiało oczywiście zapraszamy do naszej relacji: http://lecebochce.pl/malta-atrakcje-blue-grotto-golden-bay/