Pekin, czyli inny świat (część siódma – Świątynia Nieba i powrót do domu)
I oto nadszedł 7 lipca, ostatni dzień naszego pobytu w Pekinie. Nie ukrywam, że czekałam na niego, bo tego dnia Świątynia Nieba miała ukazać mi swoje oblicze. Z drugiej strony nie chciałam, by nadchodził tak szybko, bo to oznaczało, że nazajutrz wylatujemy do domu i coś się skończy. Przegoniwszy jednakże ciemne chmury moich myśli postanowiliśmy jakoś dostać się te 7 km do Świątyni Nieba i cieszyć się tym, co było nam jeszcze dane zobaczyć w Państwie Środka.
W kierunku Świątyni Nieba
Okazało się, że z naszego hotelu King Parkview Hotel musimy wziąć taksówkę, bo podróżowanie autobusem polecam tylko prawdziwym „hardcore’owcom”. Dlaczego? A dlatego, że przystanek autobusowy (wspomniany przeze mnie w części drugiej relacji z Pekinu) wygląda tak:
Jak sami widzicie wyczytać z niego można zaledwie kierunek jazdy, numer linii oraz datę odjazdu pierwszego i ostatniego autobusu. Okazało się jednak, że złapanie taksówki też nie będzie proste, bo taksówkarze w Pekinie mają swoiste prawa. Takim prawem jest na przykład odmowa wzięcia kursu jeżeli w danym momencie lokalizacja odbioru pasażerów, lub celu ich podróży jest zbyt zakorkowana. Z pomocą przyszedł nam hotelowy boy, który wyprowadził nas bliżej ruchliwej ulicy i wykorzystując swoją liberię jako atut, zatrzymał dla nas taksówkę i mogliśmy pojechać w kierunku Świątyni Nieba.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce było duszno, parno i niesamowicie gorąco, ale do tego właściwie zdążyliśmy się już przyzwyczaić, więc nie robiło to aż tak wielkiego wrażenia, jak na początku naszej przygody. Kiedy się odwróciłam moim oczom ukazała się brama, która prowadziła do świątynnego kompleksu.
Oto byłam tutaj, w najważniejszej Świątyni w Pekinie, gdzie dwa razy w roku cesarz składał ofiarę Niebu. Po zakupie biletów i wypożyczeniu elektronicznego przewodnika (w języku angielskim), ruszyliśmy z Kamilem w głąb kompleksu, najpierw podziwiając przyległy park i to co w nim znaleźliśmy.
W kierunku Okrągłego Ołtarza (Huanqiu Tan)
Ponieważ weszliśmy od północy, a mój przewodnik powiedział mi, że cesarz kroczył od południa, postanowiłam, że od południowej bramy rozpocznę podróż w kierunku głównej świątyni. Podążyliśmy zatem pięknym parkiem, szukając cienia i słuchając śpiewu mieszkańców Pekinu.
Jednocześnie słuchałam kilku podstawowych informacji o kompleksie nazywanym Świątynią Nieba. Początkowo Świątynia Nieba znana była jako Świątynia Nieba i Ziemi i powstała pomiędzy rokiem 1406 a 1420 za panowania cesarza Yongle, tego samego, za panowania którego powstało Zakazane Miasto, o którym pisałam Wam w poście trzecim – pokonani przez Zakazane Miasto. To właśnie tutaj cesarze dynastii Ming i Qing składali ofiary modląc się o obfite zbiory. Jak już Wam wspominałam cesarz w Chinach uważany był za istotę niemalże boską. To on był ogniwem łączącym niebo z ziemią. W Świątyni Nieba symbolika ta nabiera jeszcze większego wyrazu. Niebo – okrąg i Ziemia – kwadrat znajdują tu swoje odzwierciedlenie niemalże na każdym kroku. W jaki sposób? Otóż, by powiązać Niebo z Ziemią, okrągłe świątynie stawiano na kwadratowych płytach, obowiązkowo w osi południkowej. Kiedy cesarz modlił się o obfite plony, łączył te dwa wymiary, by stały się jednością. Zachodziło tu jednakże pewne ryzyko, bo kiedy mimo modlitw, państwo nawiedziła klęska nieurodzaju, to cesarz tracił poparcie ludu, uważano, że nie jest już ulubieńcem Bogów, więc jako taki, tracił swój autorytet. Tak rozmyślając dotarłam do pierwszej z trzech świątyń.
Jeśli interesują Cię atrakcje w Pekinie to zajrzyj do naszych pozostałych artykułów.
Odwiedzamy wiele takich miejsc i sądzimy, że znajdziesz coś co Cię zainteresuje.
Huanqiu Tan nazywana też Okrągłym Ołtarzem, czy Tarasem Kosmosu położona jest najbardziej na południe. Jak możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej jedno z wejść wyposażone jest w podjazd, więc spokojnie dostać można się na teren świątyni, choć na górę tarasu wózkiem inwalidzkim już się nie dostaniecie (chociaż jest tu coś na kształt bardzo stromego podjazdu), a szkoda. Huanqiu Tan to okrągła platforma o trzech poziomach, zbudowana z białego marmuru. Trzy piętra wyobrażają kolejno człowieka, Ziemię i Niebo. Jak już wspominałam podstawa Okrągłego Ołtarza jest kwadratem.
Chińczycy mocno wierzą w magię liczb, co widoczne jest i tutaj, gdyż centralna płyta Okrągłego Ołtarza otoczona jest przez dziewięć pierścieni, złożonych z płyt kamiennych w liczbach odpowiadających kolejnym wielokrotnościom dziewiątki. Także liczba bloków tworzących każdą z kondygnacji jest wielokrotnością dziewiątki. Wspinając się po kamiennych schodach, można podziwiać misternie rzeźbione balustrady, a na ostatniej najmniejszej płycie – środek świata. Środek świata to kamień, stanięcie na którym symbolizować ma wielkie szczęście. Polecam sprawdzenie tej legendy, bo mnie się sprawdza na co dzień. Stojąc na środku świata pomyślałam o Kamilu i żałowałam, że wybrał cienisty park, niż podróż śladami cesarza, ale co tam – każdy robi to, co lubi, prawda? Z tą myślą ruszyłam w kierunku Cesarskiego Sklepienia Nieba.
Cesarskie Sklepienie Nieba (Huangqiung Ju)
Druga z trzech świątyń kompleksu Świątynia Nieba, położona jest na południowym końcu Czerwonego Mostu, który łączy ją z Pałacem Modłów o Urodzaj. Tak jak Okrągły Ołtarz zbudowana jest na planie koła, ale konstrukcyjnie przypomina Pałac Modłów o Urodzaj.
Cesarskie Sklepienie Nieba zostało w całości zbudowane z drewna. Świątynia osadzona jest na jednopoziomowej marmurowej podstawie, z granatowymi dachówkami zdobiącymi dach. Mawia się, że Cesarskie Sklepienie Nieba używane było do umieszczania tu przez cesarzy tabliczki „Boga Nieba”, podczas składania ofiar. Do samej świątyni nie można wejść, jak do większości tego typu zabytków, ale da się zajrzeć do środka. Niestety osoby niepełnosprawne na platformę się nie dostaną, bo brak tu dostosowania tego typu, a i ludzi jest tu całe mnóstwo.
To co jednakże najbardziej mnie zaciekawiło, to Ściana Echa, nazywana tak z powodu swoich właściwości. Ściana Echa to mur otaczający dziedziniec Cesarskiego Sklepienia Nieba, który powstał na skutek skrupulatnych obliczeń. Każdy, kto szepnie przy murze w odpowiednim kierunku, będzie wyraźnie słyszany przez innych stojących w byle jakim miejscu przy murze.
Drugą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę, był Kamień Trzech Ech, którego właściwością było trzykrotne spotęgowanie wytworzonego przy nim dźwięku. Kamień Trzech Ech usytuowany jest u podnóża pięknie rzeźbionych schodów.
Bardzo charakterystyczne też dla tego miejsca są boczne zabudowania, na których współcześnie wielu turystów czy też mieszkańców Pekinu poszukuje cienia i chwili na drzemkę.
Po wizycie w Cesarskim Sklepieniu Nieba przeszłam Czerwonym Mostem i w cieniu starych tuj znalazłam mojego Kamila, który wsłuchiwał się w dźwięki azjatyckiej muzyki i chłonął atmosferę tego miejsca.
Pawilon Modłów o Urodzaj (Pałac Qi-nian Dian)
Ostatni, najważniejszy przystanek Świątyni Nieba czekał na nas zaraz za Czerwonym Mostem, który wyglądał niczym autostrada do nieba. To nim kroczył cesarz wraz ze świtą, a pod nim prowadzono ofiary.
Na końcu mostu, ku niebu pnie się ta najważniejsza budowla – Pałac Modłów o Urodzaj, nazywany również Świątynią Modłów o Dobre Zbiory.
Pałac wykonany jest w całości z drewna i co bardzo ciekawe do jego budowy nie używano gwoździ. Budowla ma 32 metry średnicy i 38 metrów wysokości.
Budowla zwieńczona jest potrójnym dachem, którego błękitny kolor ma symbolizować niebo. Sklepienie Pałacu Modłów o Urodzaj podtrzymuje 28 bogato zdobionych kolumn. Cztery z nich usytuowane po czterech stronach świata, to potężne Smocze Kolumny, które symbolizują cztery pory roku. Pozostałe 24 kolumny oznaczają miesiące i godziny dnia. Na uwagę zasługuje również samo wnętrze, gdzie pośród kolorowych malowideł, znajduje się figura smoka, która zgodnie z posiadanymi przeze mnie informacjami, reprezentować miała cesarza Chin.
Pałac Modłów o Urodzaj znajduje się na trzypoziomowej marmurowej platformie, która ma 90 m średnicy i 6 metrów wysokości. Tu również balustrady zdobione są rzeźbami, które podkreślają cesarski charakter świątyni. Pisałam wcześniej, że Świątynia Nieba pochodzi z XV wieku, ale nie do końca tak jest, bo w 1899 roku budynek spłonął po uderzeniu pioruna w jego złoty wierzchołek. Wkrótce jednak wiernie go zrekonstruowano.
Po obu stronach Świątyni znajdują się bogato zdobione schody, na które turyści wrzucają pieniądze, jako zapowiedź sama nie wiem czego (nie udało mi się tego ustalić). Podejrzewam, że chodzi tu o szczęście, miłość czy też przychylność Niebios, ale to tylko takie moje przypuszczenia. W każdym bądź razie ładnie to wygląda.
To jednak nie koniec atrakcji, które można tu znaleźć. Z boku znajdziecie „Niebiański Magazyn”, gdzie przechowywano ofiary ze Świątyni Modłów o Dobre Zbiory. To tu cesarz dzień przed ceremonią osobiście zapalał wonne, ofiarne kadzidła i dziękował za przemianę, której dostąpił. Potem nadchodził już czas właściwych modłów.
Po tej historycznej wyprawie, nie tylko w inne czasy, ale również w inna kulturę i religię, powłóczyliśmy się jeszcze z Kamilem chwilę po parku, gdzie można było dostrzec inne jeszcze, w większości zamknięte, zabudowania. Popatrzyliśmy też na podążających, nie wiadomo gdzie ludzi i zachwyciła nas emanująca z nich moc.
Po jakimś czasie postanowiliśmy wrócić do hotelu, bo żołądki zaczynały grać nam marsza. Tu jednakże spotkała nas nieoczekiwana i wcale nie miła niespodzianka.
W stronę hotelu
Pisałam Wam już, że taksówkarze maja tu swoje prawa i tym razem postanowili je wykorzystać. Po tym jak kolejnemu z nich na mapie pokazałam, gdzie chcemy dojechać, a ten niemalże z piskiem opon i krzykiem odjechał, zaczęłam się denerwować. Bariera językowa też doprowadzała mnie już do szału, bo ani Kamil, ani ja nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Już myśleliśmy, że to niepełnosprawność Kamila ich odstrasza, ale za chwilę przypomnieliśmy sobie o korkach. Nie mieliśmy innego wyjścia jak odpalić ręce i nogi i do hotelu pomaszerować pieszo. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że drogi na mapach, które są dostępne w hotelach przebiegają w sposób bardzo umowny, więc nagle stanęliśmy przed dylematem, bo drogi przed nami, nie było na mapie. Jako, że nie mieliśmy innej alternatywy, ruszyliśmy przed siebie, licząc, że gdzieś w końcu dojdziemy. Okazało się (później), że w niezbyt bezpieczne rejony się zapuściliśmy, co potwierdzały ciekawskie spojrzenia mijanych Chińczyków (byliśmy tu jedynymi „nie-Chińczykami”). Czasem jednak niewiedza jest błogosławieństwem, więc nawet zatrzymaliśmy się na chwilę w cieniu jakiegoś drzewa.
Po chwili odpoczynku ruszyliśmy dalej, ale mi włączył się tryb „maruda” i nie było łatwo. Tymczasem dotarliśmy do znajomego nam wylotu ulicy Wangfujing i tu psikus – nie ma dla nas przejścia na drugą stronę. Nie pytajcie, co powiedziałam, jak zobaczyłam przejście podziemne ze schodami i dotarło do mnie, że do najbliższego dostosowanego dla nas przejścia mamy jakieś 1,5 kilometra. Kamil jednakże wziął sprawy w swoje ręce i jakimś cudem dogadał się z funkcjonariuszem policji/milicji. Już po chwili wstrzymano dla nas ruch na dziesięciopasmowej ulicy i mogliśmy przejść na drugą stronę, a tam skusiła nas Pizza Hut.
Po posiłku ruszyliśmy dalej i po jakimś czasie skonani dotarliśmy do hotelu, gdzie po krótkim odpoczynku czekało nas pakowanie, bo nazajutrz wcześnie rano mieliśmy wracać do Polski.
Żegnaj Pekinie, witaj Polsko
Wieczorem poszliśmy jeszcze na spacer, bo żal było wyjeżdżać, mimo trudności, jakie stały się naszym udziałem.
Przed oczyma przelatywały mi obrazy minionych dni i już tęskniłam, bo tyle jeszcze było do zobaczenia, usłyszenia, sfotografowania. W takim nastroju położyliśmy się spać, a za oknem szalała ulewa tak, jakby Pekin też płakał, że już wyjeżdżamy.
Z samego rana taksówka dowiozła nas na Beijing Capital Airport, gdzie wymieniliśmy nasze pozostałe juany na dolary i czekaliśmy na asystę.
Tu okazało się, że angielski bywa językiem bardzo trudnym, nawet na międzynarodowym porcie lotniczym. Stwierdzenie „Nie umiem chodzić” nastręczyło bardzo wielu kłopotów sympatycznej pani przy odprawie, więc naprawdę polecam kod WCHC, który Kamil opisał w poście „Pomoc dla osób niepełnosprawnych na lotnisku.” To naprawdę wiele ułatwia. Do nas podeszła malutka Chinka z wózkiem większym, niż wózek Kamila i na migi pokazała mu, że ma wstać i się na niego przesiąść. Na nic zdały się tłumaczenia, że to nie taki wózek, że potrzebny jest wózek, którym się dostaniemy na pokład samolotu, aż do siedzenia. Jedyną odpowiedzią kobietki, było rosnące przerażenie w oczach. Z pomocą przyszedł nam pracownik LOT’u i po pewnym czasie byliśmy na pokładzie samolotu, który zabrał nas do Polski.
Widoki za oknem były równie piękne, co poprzednio, ale tęsknota rosła w miarę oddalania się od stolicy Chin. Rosło tez nasze zmęczenie związane ze zmianą czasu, a tu jeszcze trzeba było dojechać z Warszawy do Olsztyna. Na Okęciu jednakże czekała nas niespodzianka. Kamila tata postanowił przyjechać po nas i zająć miejsce za kierownicą samochodu. Okazało się to zbawienne, szczególnie ze względu na to, że w czasie lotu ucierpiała nasza wielka waliza i potrzebowałam pomocy. Tydzień naszej nieobecności nie oszczędził też naszego volviątka i hamulce niemiłosiernie trzeszczały, ale daliśmy radę i dotarliśmy do Olsztyna – zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi.
To już koniec Naszej opowieści o Chinach i Pekinie. Czy wrócilibyśmy tam jeszcze? Choćby dzisiaj! Polecam Wam kochani ten kraj, bo jest zupełnie inny niż to, co o nim wiemy. Jest inny od tego, co znamy. A przez to wszystko bardzo pociągający.
Przeczytalismy Pani felieton z pekinu z ogromnym zainteresowaniem. Wybieramy sie z mężem wkrótce na tydzień i wszelkie informacje przekazane przez Panią sa cenne. Pierwszy raz jedziemy do Azji i trochę sie obawiam, zwłaszcza upałów. Jedziemy na początku czerwca i jest już gorąco. Mam nadzieje ze damy radę i jeszcze raz dziękuje za wskazówki . Powodzenia Agata:-)))
Bardzo dziękuję. Jesteście już pewnie po podróży, mam nadzieję że się udała. 🙂 Dajcie znać jak było. 🙂
Pamiętam, że jak byłem w Pekinie to zmorą był smog i absolutny brak „niebieskiego” nieba. Widzę, że u Was było dość podobnie… Ale poza tą małą niedogodnością miasto jest niesamowicie ciekawe i wciągające!
Pozdrawiam!
Niebieskie niebo mieliśmy jedynie w dniu przyjazdu, potem popadało i pojawił się smog. Taki już urok Pekinu 😉
Świątynia Modłów o Dobre Zbiory jest przepiękna, aż żal, że nie odwiedziliśmy jej podczas naszego pobytu w Chinach (nic jednak straconego 🙂 ). Też zauważyliśmy, że ludzie odpoczywają (czyt. śpią) tam praktycznie wszędzie. Pozdrawiam!
Strasznie fajna ta Wasza relacja. Nie będę ukrywał, że czytało się z zapartym tchem, a dodatkowo oprawa zdjęciowa robi naprawdę dużo. Ciekawie, wnikliwie, żadne tam po łebkach i na skróty. Rzetelna praca globtrotterska, tym bardziej chylę czoła. W takich wyprawach najsensowniej zwiedza się (co oczywiste) ogólniki i atrakcje najbardziej znane, ale nie mniej istotnym elementem wypraw jest przecież zwiedzanie terenów, gdzie turystyczna stopa jeszcze nie stanęła (choć pewnie dziś to już niemożliwe), ale szukanie smaczków, dopatrywanie się ciekawostek, próba zrozumienia sedna kulturowego – tego się często oczekuje od wyjazdowych bloggerów, a u Was widać, że i chęci i merytoryka szły w parze. Myślę, że to też istotny element próby przekonywania Polaków do wyjazdu w tamtą stronę. Jak oczywiście wiadomo, nasi najchętniej wybierają Hiszpanię i CHorwację – https://www.uniqa.pl/ubezpieczenia-dla-ciebie/moje-zycie/lubie-podroze/jak-Polacy-spedza-wakacje-w-2017-roku – czego nie można im zabronić, ale jednak wakacje tylko na piasku (o wakacjach tylko all inclusive w Hotelu nawet się nie wypowiem) to trochę strata czasu, bo przecież najważniejsze z wakacji są wrażenia i opowieści, poza oczywistym relaksem, ale i ten ma się podróżując i łaknąc kolejnych ciekawostek. Raz jeszcze brawa.
Jestem pod wrażeniem tego, z jaką pasją opisujesz podróże! Interesuje mnie kwestia szczepionek. Powiedz mi proszę, jak to wygląda jeśli chodzi o Chiny? Przed podróżą trzeba wykonać niezbędne szczepienia?
Przyjmując, że chcę podróżować po Chinach, jak mam się uchronić przed największymi zdrowotnymi zagrożeniami.
Żadne szczepienia nie są wymagane przed wyjazdem do Chin.