Atrakcje Istrii na zakończenie naszej europejskiej wyprawy (Eurotrip #10)
Winnica Kabola zrobiła na nas niesamowite wrażenie swoją lokalizacją i tradycjami, a także nie ukrywam wizją skosztowania mojego ulubionego białego wina. W stronę Puli podążaliśmy zatem w doskonałym nastroju, szczególnie, że mieliśmy zatrzymać się w jej okolicy na dłużej i powolnie odkrywać atrakcje Istrii. Był to już ostatni etap naszej europejskiej wyprawy i miał być jej ukoronowaniem.
Dlaczego Istria?
Bo tu nas jeszcze nie było, a słyszeliśmy, że jest zupełnie różna od tego, co można zobaczyć bardziej na południe w Chorwacji. Bo ciągnęły nas tutaj atrakcje Istrii takie, jak Amfiteatr w Puli, urocze Rovinj czy mumie z Vodnjan. Podczas naszych podróży zwiedziliśmy znaczną część Chorwacji i poznawaliśmy jej atrakcje przy wtórze „ochów” i „achów” w każdym możliwym brzmieniu. Ciekawi byliśmy czy półwysep Istria też nas zachwyci swoim pięknem. Z taką wrodzoną ciekawością dotarliśmy do naszego tymczasowego domu, który znajdował się tuż obok Puli właśnie i był idealną bazą wypadową, a do tego plaża znajdowała się około 300 metrów od niego. Zapowiadał się piękny finał naszego Eurotripu. A jak było? Już spieszę z opowieścią.
Pierwsze atrakcje Istrii
Tuż po przyjeździe na miejsce okazało się, że nasz apartament nie jest gotowy, bo właściciela obiektu odwiedziła rodzina i musimy trochę poczekać, ale to oczekiwanie umilił nam zimny napitek i konwersacja z sympatycznym, biegle władającym angielszczyzną, Serbem, który przyjechał z wizytą do naszych gospodarzy ze Stanów Zjednoczonych.
Ponieważ gospodarze nie mówili po angielsku, spotkany gość z USA zaoferował się z pomocą w razie jakichkolwiek problemów z komunikacją. Poopowiadał nam też trochę o wyjątkowości tej części Chorwacji i to pod każdym względem. Tak dowiedzieliśmy się, ze Chorwaci mieszkający na Istrii są niesamowicie serdeczni i tolerancyjni. Dlaczego to takie ważne? Pamiętajcie o historii tego regionu, o bratobójczych walkach, które miały miejsce na terenie dzisiejszej Chorwacji, o tym, że ten kraj kształtował się wiele lat. Tym ciekawsza była opowieść naszego nowo poznanego znajomego, który mówił nam nie tylko o historii, ale przede wszystkim o relacjach międzyludzkich i twierdził, że to właśnie tutaj Chorwat i Serb mogą być braćmi. W ten właśnie sposób mijał nam czas w oczekiwaniu na nasz tymczasowy dom i to właśnie wydarzenie otworzyło naszą listę zatytułowaną „atrakcje Istrii”. W międzyczasie nasz apartament się przygotował i mogliśmy się rozgościć w naprawdę dobrze dostosowanym lokum.
Następny dzień był dla nas również zaskoczeniem, bo postanowiliśmy wybrać się na plażę. Okazało się, że do plaży mamy z górki, ale z powrotem nie będzie już tak lekko i kolorowo. Ciekawi byliśmy, jak wygląda sama plaża, bo jak wspomniałam droga doń nie wyglądała zachęcająco. Dotarliśmy na miejsce i przeżyliśmy szok. Dlaczego? Zobaczcie sami.
Plaża była naprawdę dostępna i dla mnie i dla Kamila. Betonowe leżaki, przebieralnie, równa wybetonowana ścieżka i do tego zjazd do wody, a tuż obok ogromny parking. Nie spodziewaliśmy się znaleźć takich luksusów na Istrii. Później dowiedzieliśmy się, że ta infrastruktura powstała niedawno i rzeczywiście było jeszcze widać ślady robót. Ale czymże to jest w obliczu rewelacji, jaką jest dostosowana plaża. Widok naprawdę niezwykły nad skalistym Adriatykiem. Istria drugi raz nas pozytywnie zaskoczyła i chcieliśmy więcej.
Zwiedzanie Istrii rozpoczęliśmy od Puli
Kolejny dzień powitaliśmy z energią, która dało nam lenistwo dnia poprzedniego i po szybkim śniadaniu ruszyliśmy odkrywać atrakcje Istrii. Na pewno nie zdziwi Was, że postanowiliśmy zacząć od Puli. Pula to w końcu symbol Istrii i zdecydowanie najchętniej odwiedzane przez turystów, poszukujących pozostałości po czasach rzymskich, miasto. Zwiedzanie Puli mieliśmy rozpocząć od Amfiteatru, a następnie leniwym spacerem zwiedzać kolejne atrakcje Istrii takie, jak Łuk Sergiusza, Świątynię Augusta czy Bramę Herkulesa, ale chcieliśmy także odnaleźć tajemniczą mozaikę z czasów rzymskich czy Bramę Podwójną.
Jeśli interesują Cię atrakcje Istrii to zajrzyj do naszych pozostałych artykułów.
Odwiedzamy wiele takich miejsc i sądzimy, że znajdziesz coś co Cię zainteresuje.
Po zaparkowaniu samochodu na parkingu, ruszyliśmy w kierunku Amfiteatru, który znajdował się tuż obok.
Moje pierwsze słowa brzmiały „O patrz Kamil – Koloseum” i rzeczywiście pierwszy rzut oka może wywołać takie skojarzenie, choć Rzymianie rzuciliby mnie pewnie lwom na pożarcie, słysząc takie porównanie, bo Koloseum jest przecież tylko jedno – w Rzymie. A jednak coś z prawdy było w moich spontanicznych słowach.
Amfiteatr w Puli
Ten symbol miasta faktycznie wybudowany został przez Rzymian, a jego budowa rozpoczęła się w II wieku p.n.e. Podobno początkowo był mniejszy, ale Cenida – kochanka cesarza Wespazjana nie doceniła jego rozmiarów i na jej wyraźne życzenie Amfiteatr w Puli powiększono. Oglądając budowlę z zewnątrz można zauważyć, że jej usytuowanie na skarpie podyktowało liczbę kondygnacji. Co ciekawe, w czasach rzymskich Amfiteatr nie stał w samym mieście i żeby do niego dotrzeć, należało urządzić sobie dziesięciominutowy spacer od bram miasta. Jakiż tłum musiał tu zmierzać na walki gladiatorów, skoro Arena mieściła 23 tysiące widzów?! Kolejnym dowodem na to, że Amfiteatr w Puli trzeba zobaczyć, niech będzie fakt, iż jest to najlepiej zachowana budowla tego typu na świecie.
Obejrzawszy go z zewnątrz, zapragnęliśmy wejść do środka, ale spotkało nas rozczarowanie, bo pomimo zapewnień pani w kasie i rzeczywiście istniejącego tu czegoś na kształt podjazdu, okazało się, że Amfiteatr w Puli nie będzie udziałem Kamila. Podążyłam więc do wewnątrz sama i zagłębiłam się w jego murach.
Rzeczywiście był ogromny z licznymi miejscami dla gapiów i pozostałościach po miejscach, gdzie gladiatorzy szykowali się do walki. Teoretycznie Kamil mógłby dostać się przynajmniej na poziom Areny, ale poruszanie się po nierównej nawierzchni graniczyłoby z cudem, więc podjął słuszną decyzję twierdząc, ze Arena di Verona zaspokoiła jego pragnienie ujrzenia Amfiteatru i poczeka na mnie w kojącym chłodzie. I ja po spacerze w pełnym słońcu postanowiłam zagłębić się w podziemia Areny, by zobaczyć zorganizowaną tam wystawę poświęconą między innymi.. oliwie z oliwek.
Maszyny do tłoczenia na zimno napędzane siłą mięśni, amfory i inne nieznane mi dotychczas urządzenia zrobiły na mnie spore wrażenie, więc poświęciłam im czas, zapominając nieco o rozczarowaniu wynikającym z niedostępności tego miejsca dla wózka inwalidzkiego, a następnie ruszyłam poopowiadać Kamilowi o tym, co stało się moim udziałem i zasypać do gradem zdjęć i nakręconych filmików. Cierpliwie to zniósł i ruszyliśmy dalej.
Spacerem po Puli przez trzy bramy
Nie spiesząc się nigdzie dotarliśmy najpierw do pozostałości po umocnieniach miasta – Bramy Podwójnej, która jako jedna z trzech ocalała w Puli.
Pozostałych osiem nie przetrwało próby czasu. Przechodząc przez nią można dotrzeć do Małego Teatru Rzymskiego i Muzeum Morskiego, ale nie to było naszym celem, więc podążyliśmy w kierunku mającej prawie dwa tysiące lat Bramy Herkulesa.
Ciekawe czy jej nazwa związana jest ze znajdującymi się w górnej części zdobieniami, zawierającymi rzeźbę głowy i maczugi Herkulesa? Tej zagadki nie udało mi się wyjaśnić. Ale jeśli chcecie dostrzec te symbole, to radzę naprawdę wytężać wzrok, bo są praktycznie niewidoczne. Ciekawa jest również sama konstrukcja Bramy Herkulesa i zdecydowanie warto przyjrzeć się jej bliżej, przed dalszym spacerem.
Wędrując dalej dotarliśmy do miejsca spotkań mieszkańców Puli – Łuku Sergiusza. Nie sposób przeoczyć tego stojącego tuż przy placu Giargini monumentu, bo wygląda jak łuk triumfalny. Ciekawe jest to, że trzeba przezeń przejść i odwrócić się, by podziwiać jego zdobienia, ponieważ znajdują się one tylko z jednej strony.
Może dlatego, że Łuk Sergiusza niemalże przylegał do znajdującej się tuż za nim, nieistniejącej już Złotej Bramy? Stąd też zapewne błąd popełniany przez wielu, którzy mylnie Łuk Sergiusza nazywają Złotą Bramą, a to nie jest to samo.
Nie tak oczywiste atrakcje Istrii ukryte w Puli
Dotarliśmy do miejsca, gdzie miała znajdować się mozaika z czasów rzymskich przedstawiająca motyw Ukarania Dirke, ale nigdzie nie mogliśmy wypatrzeć znaków do niej prowadzących. Wiedzieliśmy, tylko tyle, że odnaleziono ją w XX wieku na tyłach sklepu nieopodal ulicy Sergijevaca. Ale sklepów i restauracji jest w tym miejscu naprawdę dużo. Postanowiliśmy zrobić to, co zawsze robimy w takich sytuacjach – zapytać. I tylko dzięki temu, dostaliśmy się na zaplecze zabudowań, gdzie odnaleźliśmy rzymską mozaikę, pochodzącą z willi, która stała tu w II-III wieku.
Chorwaci nie postarali się o reklamę, bo wejście do tego miejsca wygląda tak:
Naszym planem było następnie dotarcie do Świątyni Augusta, Pałacu Komunalnego i Forum, ale stojąc przy prowadzącym w tę stronę parkingu, naszą uwagę zwróciły odgrodzone ruiny i niewiele myśląc skierowaliśmy się w tamtą stronę. I tak odkryliśmy kolejną z atrakcji Istrii i Puli – Kaplicę św. Marii Formosa.
Jak widzicie na zdjęciu, kaplica jest jedyną ocalałą częścią z pochodzącej z VI wieku bazyliki, która się tutaj znajdowała, i którą prezentuje ustawiona w tym miejscu tablica. Z tego, co udało mi się ustalić wynika, że Bazylikę najpierw strawił pożar, a ostatecznie w XVI wieku Wenecjanie dokonali dzieła zniszczenia, wywożąc stąd między innymi kolumny. Podobno znajdują się one w Bazylice Św. Marka w Wenecji. Aktualnie podejmowane są starania, zmierzające do poprawienia stanu ekspozycji. Tymczasem jednak podziwiać można samą Kaplicę Św. Marii Formosa, która jest w naprawdę niezłym stanie, jak na tak burzliwą historię.
Jak to dobrze się czasami rozejrzeć dookoła czy też uprzeć na odnalezienie czegoś mniej oczywistego 🙂 Nasza satysfakcja nie miała granic i w świetnych nastrojach udaliśmy się w dalszy spacer po atrakcjach Puli.
Świątynia Augusta i Pałac Komunalny
Dotarliśmy na Forum – sporych rozmiarów plac, który nie jest najznamienitszą atrakcją Puli, a przecież pochodzi z czasów rzymskich. Jego lokalizacja nie jest przypadkowa, bo zgodnie z rzymską tradycją budowania miast, Forum powstawało na przecięciu się dwóch ulic stanowiących osie miasta.
Znajdowały się tutaj aż dwie atrakcje Istrii, które mieliśmy na swojej liście rzeczy do zobaczenia. Pierwszą z budowli był Pałac Komunalny, w którym obecnie znajduje się ratusz miejski. Drugą natomiast – Świątynia Augusta.
Przewodniki wszelkiego rodzaju podają, iż jest to najlepiej zachowana rzymska budowla w Puli. Rzeczywiście ta wyjęta żywcem z kart historii cesarstwa, powstała na przełomie naszej ery, budowla prezentuje się cudnie. Musicie jednak wiedzieć, iż w wyniku działań wojennych (w czasie II wojny światowej), została całkowicie zniszczona i następnie zrekonstruowana w 1947 roku.
To jednak nie zmienia faktu, że jest co podziwiać i warto przyjrzeć się jej z bliska przed wyruszeniem w dalszą drogę, co oczywiście uczyniliśmy.
Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Puli
Wędrując wzdłuż morza dotarliśmy do kolejnego miejsca, które warto zobaczyć w Puli, a mianowicie do Katedry Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
Jej obecny wygląd jest konsekwencją prac na przełomie XV i XVI wieku, ale znacznie ciekawsze, moim zdaniem, jest to, że obecna katedra stoi dosłownie na pogańskiej świątyni poświęconej Jowiszowi, na miejscu której pierwotnie wybudowano wczesnochrześcijańską bazylikę i następnie istniejącą dzisiaj katedrę. Kolejna ciekawostka to fakt, że wewnątrz można zobaczyć pozostałości istniejących niegdyś w tym miejscu budowli. Znajdująca się tuż obok dzwonnica powstała później, bo wybudowano ją dopiero na początku XVIII wieku, a do jej budowy użyto kamieni z Amfiteatru.
W tym miejscu postanowiliśmy zakończyć spotkanie z Pulą i powolnym krokiem udaliśmy się do naszego auta zaparkowanego w cieniu Amfiteatru. Tuż przy wspomnianej arenie natknęliśmy się na makietę, która pokazywała, jak niegdyś wyglądało miasto.
Jak możecie zobaczyć, Amfiteatr w istocie znajdował się poza miastem i chcąc do niego dotrzeć należało wybrać się na spacer, o którym wspominałam wcześniej. Godzina była jeszcze młoda, więc nie mieliśmy zamiaru się lenić i postanowiliśmy poddać naszej ocenie kolejne atrakcje Istrii. Właśnie dlatego ruszyliśmy na północ.
Tajemnicze mumie z Vodnjan
Ta niewielka miejscowość znajduje się pomiędzy Pulą i Rovinj i mieszka tutaj około 3 tysiące ludzi. Kiedy dotarliśmy tam w środku dnia, miasto wyglądało jak wymarłe, co wywoływało w nas dziwne uczucie. Vodnjan jest niestety omijane przez turystów wypoczywających w Chorwacji, bo nie leży nad morzem, a to ogromny błąd, bo to tutaj znajduje się coś wyjątkowego – niezwykłe, owiane tajemnicą mumie z Vodnjan.
Ruszyliśmy w kierunku Kościoła Św. Błażeja, w którego murach znajdują się tajemnicze mumie. Wyobraźcie sobie nasze zaskoczenie, kiedy okazało się, że pomyślano tu o podjeździe dla wózka inwalidzkiego i do środka dostaniemy się bez trudu. Najpierw jednak przyjrzeliśmy się świątyni z zewnątrz. Kościół i towarzysząca mu wieża zostały oddane do użytku na początku XIX wieku, ale ciekawe jest to, że wybudowane zostały z inicjatywy i pieniędzy samych mieszkańców, którzy na ten cel przeznaczyli swoje dochody z produkcji oliwy i wina.
To właśnie wnętrza tego kościoła kryją skarb, który przywieziono tutaj z Wenecji, gdzie w 1818 roku kościoły plądrowali Francuzi. Z tego powodu wywożono szczątki świętych, z których wiele trafiło właśnie do kościoła w Vodnjan. Wśród nich znalazły się ciała św. biskupa Leona Bembo (zm. 1187 r.), księdza Jana Oliniego (zm. 1300 r.) i św. Nikolozy Bursy (zm. 1512 r.). Lecz co takiego zadziwiającego jest w tych ciałach? Otóż do dziś dzień zachowały się one w idealnym stanie. Zachowały się nie tylko ciała, ale także ubrania a nawet organy wewnętrzne. Ktoś mógłby rzec: „Co w tym dziwnego? Zmumifikowano je i tyle.” Otóż nie, bo ta święta trójka została pochowana normalnie w sarkofagach, które potem wielokrotnie otwierano tylko po to, by stwierdzić, że ciała mimo upływu czasu są w nienaruszonym stanie. Przeprowadzono nawet badania, które wykluczyły ingerencję człowieka w mumifikację, a teorii na to, że to oszustwo, a nie jakiś niewyjaśniony cud było całe mnóstwo. Sympatyczny ksiądz, który zaprowadził nas za ołtarz, puścił nam nagranie z informacjami na ten temat. Mumie znajdują się zaraz za ołtarzem, za bordową kotarą, w pomieszczeniu, w którym dla ochłody chodzi jeden mały wentylator z marketu. Znajdują się w drewnianych skrzyniach, pełnych nieszczelności ze zwykłą szybą z przodu. W pomieszczeniu nie unosi się żaden nieprzyjemny zapach, który zdawałby się tu oczywisty. Słuchając nagrania o znajdujących się tu postaciach i ich niezwykłym życiu, nie odzywaliśmy się do siebie, pochłonięci atmosferą tego miejsca i taką dziwną aurą, która nie pozwalała nam tak po prostu wyjść. Nie mamy zdjęć, które możemy Wam pokazać, bo w środku obowiązuje bezwzględny zakaz fotografowania, a zatem musicie uwierzyć mi na słowo, że to niesamowite doświadczenie, które powinno stać się udziałem każdego turysty, podróżującego przez atrakcje Istrii (dla dzieci nie jest to raczej dobry wybór).
Po tym niemalże mistycznym doświadczeniu wracaliśmy do samochodu pustymi uliczkami miasta w całkowitym milczeniu i dopiero w połowie drogi powrotnej do naszego apartamentu zaczęliśmy się do siebie odzywać i planować następny dzień.
Kolejny dzień i nowe atrakcje Istrii
Następnego dnia mieliśmy poplażować, ale pogoda spłatała nam figla i zbierało się na burzę. Postanowiliśmy więc od niej uciec i ponownie udać się na północ, by zobaczyć ruiny zamku w Dvigradzie oraz osławione romantyczne Rovinj. Nie spodziewaliśmy się wówczas, że tuż po wyjeździe napotkamy coś niezwykłego.
Kažun
Jadąc na północ, trafiliśmy na dziwne kamienne domki, które wywołały nasze zaciekawienie i postanowiliśmy zboczyć z trasy, by dowiedzieć się czym są.
Okazało się, że to kažuny – małe okrągłe kamienne domki, które są charakterystycznym elementem krajobrazu regionu i zdecydowanie wliczają się w atrakcje Istrii. My całkiem przypadkiem trafiliśmy do parku tematycznego poświęconego tej właśnie formie zabudowań. Podobno do dziś zachowało się w tym regionie około 5000 takich domków, a z tego 2-3 tys. w okolicach Vodnjan.
Kažun to nic innego, jak kamienne schronienie wykorzystywane przez pasterzy i chłopów i nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, iż budowano je z samych kamieni, bez użycia jakiegokolwiek spoiwa. Do dzisiaj zastanawiam się, jak to wszystko się trzymało i nadal trzyma. Pozwoliłam sobie nawet wejść do środka, próbując znaleźć jakieś wyjaśnienie tego fenomenu, ale nie znalazłam żadnej odpowiedzi. Pozostaje zatem tylko wyrazić podziw dla ówczesnych budowniczych, co też uczyniliśmy przed udaniem się w dalszą drogę.
Dvigrad
W końcu dotarliśmy do Dvigradu – opuszczonego średniowiecznego miasta obronnego, z którego dzisiaj możemy czerpać bardzo ważne informacje dotyczące średniowiecznego osadnictwa miejskiego. Pierwotnie Dvigrad złożony był z dwóch części, ale do dzisiejszych czasów zachowały się ruiny jedynie jednej z nich, nazwanej od wzgórza, na którym stoi – Moncastello.
Pierwsze pytanie, jakie mi się nasunęło to powód, dla którego miasto opustoszało i ostatni mieszkaniec opuścił je w XVIII wieku. Okazało się, że nad Dvigradem wisiało chyba jakieś fatum, bo najpierw w XVI wieku miasto zdziesiątkowała zaraza, a potem walki pomiędzy Wenecją i Austrią dopełniły dzieła.
Dzisiaj możemy, nie bez trudu, chodzić po dawnych ulicach i zarastających murach, podziwiając pozostałości po ponad 200 budynkach, które się tutaj znajdowały. Zauważyłam nawet robotników, którzy pracują nad przywróceniem temu miejscu dawnej świetności, a trzeba przyznać, iż pracy będzie tutaj sporo. Mam nadzieję, że Chorwatom uda się ta sztuka i Zamek w Dvigradzie odzyska dawny blask. Chociaż zamek jest niedostosowany dla wózków inwalidzkich, to jednak ta kamienna budowla zatopiona w zieleni robi niesamowite wrażenie, szczególnie, kiedy zjedzie się jeszcze kawałek dalej krętą drogą i zobaczy mury z dołu, a następnie odkryje stary kościółek stojący w cieniu zamku.
Chciałabym zobaczyć zamek w pełnej krasie i pewnie kiedyś wrócimy tam z Kamilem sprawdzić, jak się przeciwstawia upływowi czasu, który i nas zaczął gonić, więc skierowaliśmy się dalej, by zobaczyć kolejne atrakcje Istrii.
Romantyczne Rovinj
Rovinj nazywane jest często perłą Adriatyku czy chorwackim Saint Tropez i rzeczywiście robi wrażenie. Miasto otoczone jest przez 22 wyspy i wysepki, malowniczo usytuowane na półwyspie wdzierającym się w Adriatyk. Przyjmuje się, że początki Rovinj sięgają III lub IV wieku, a może nawet wcześniej, bo pierwsze dowody osadnictwa w tym miejscu datuje się na I i II wiek. My postanowiliśmy zaparkować się w pobliżu mariny, gdzie znajdują się duże płatne parkingi i stąd rozpocząć zwiedzanie. Okazało się, że łatwiej powiedzieć, niż zrobić, bo znalezienie miejsca do parkowania w tym niewielkim miasteczku graniczyło niemalże z cudem ze względu na ogromne rzesze turystów. W końcu nam się jednak udało i ruszyliśmy w miasto. Pierwsze wrażenie? Wow! Zresztą spójrzcie sami:
Kolorowe domy ustawione tuż nad samą wodą, górujący nad miastem Kościół św. Eufemii i fale rozbijające się o brzeg urzekały i zachęcały, by zagłębić się w wąskich uliczkach miasteczka. Wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo, bo już pierwsze spojrzenie ukazywało stromizny uliczek, ale chcieliśmy spróbować swoich sił.
Najpierw jednak skusił nas rozlokowany przy marinie targ, na którym oferowano dobra wszelakie począwszy od trufli, przez oliwę, aż po wino.
Po wielu targowaniach i degustacjach zaopatrzyliśmy się w oliwę i zadowoleni mieliśmy udać się dalej, kiedy nagle zrobiło się ciemno, a straganiarze gorączkowo i w niezwykle szybkim tempie rozpoczęli okrywanie swoich dóbr i zwijanie dachów straganów. Zerwał się niesamowicie silny wiatr, który przewracał wszystko i wzburzył morze tak, że nie dało się stanąć na jego brzegu bez ryzyka bycia mokrym od stów do głów.
Szybko podążyliśmy do samochodu, licząc, że może burza uspokoi się równie szybko, jak się zaczęła, ale niestety pogoda pokrzyżowała nam szyki i po kilkudziesięciu minutach spędzonych w samochodzie musieliśmy podjąć decyzję o porzuceniu planów, że atrakcje Istrii mieszczące się w Rovinj staną się naszym udziałem. Żałowaliśmy, że nie mieliśmy szansy przejść się czarownymi zapewne uliczkami miasta, ale nic straconego – wrócimy tam następnym razem, bo już pierwsze wrażenie było niczym przystawka przed daniem głównym – zaostrzało apetyt.
Niespodzianka na koniec Eurotripu
Nazajutrz opuściliśmy gościnne progi Villi Bubi i udaliśmy się w powrotną podróż do Olsztyna. Po drodze jednak zatrzymała nas niesamowita panorama Motovun.
Nazwa tego miejsca jest pochodzenia celtyckiego i pochodzi od słowa Montona, czyli miasto w górach. Jest to najlepiej zachowany średniowieczny fort w tym regionie, który rozwinął się na szczycie stromego wzgórza. Ucieszył nas ten widok na zakończenie wizyty na Istrii i jednocześnie pokazał, że jeszcze nie wszystkie atrakcje Istrii odkryliśmy, podobnie jak i Chorwacji, którą właśnie żegnaliśmy po raz trzeci.
Zapraszamy na nasze grupy
Dołącz do nas na YouTube!
Znajdziesz tam filmy z podróży po Polsce i świecie.
Dzięki za odświeżenie wspomnień z mojego własnego euro tripa :p
W jakiej miejscowości dokładnie jest ta plaża z takimi udogodnieniami?
Pozdrawiam
Dokładnie tutaj: https://bit.ly/2xpJRxK (proszę zmienić typ mapy by zobaczyć dokładną lokalizację).
Pozdrawiamy 🙂
Dzień dobry
Pani Małgosiu poproszę o dokładny adres miejsca w którym mieszkaliscie. Jedziemy w lipcu i jeszcze nie mamy lokum na noclegi.
Dziękuję Ania
Dzień dobry
nocowaliśmy tutaj: https://www.booking.com/hotel/hr/villa-bubi-pula.en.html?aid=1380401&no_rooms=1&group_adults=1
Bardzo fajne miejsce i gospodarze 🙂