Rozpadające się miasta wulkanicznego tufu w Toskanii
Poprzedni dzień nas rozleniwił i rozmarzył, więc postanowiliśmy dodać sobie nieco energii w czasie naszej toskańskiej przygody. Tego dnia szykowała nam się dłuższa podróż, bo udawaliśmy się na samo południe. Naszym celem były tufowe miasta w Toskanii. Co to jest tuf i co tak szczególnego jest w tufowych miastach? Przeczytajcie i zobaczcie sami.
Tufowe miasta w Toskanii – o co w tym wszystkim chodzi?
Tufowe miasta w Toskanii nie są oczywistą atrakcją i dowiedzieliśmy się o nich niezwykłym przypadkiem. Był to najdalej wysunięty na południe punkt naszego planu podróży i zastanawialiśmy się nawet czy nie odpuścić tej atrakcji. Nie zrezygnowaliśmy, bo urzekły nas cudze zdjęcia. A poza tym, z Chianciano Terme, gdzie stacjonowaliśmy, mieliśmy tutaj jakieś 60-70 kilometrów. I tak w końcu zapadła jedyna słuszna decyzja – jedziemy. Nie pożałowaliśmy jej ani przez chwilę, a dlaczego? Już wyjaśniam.
Co to jest tuf wulkaniczny?
Tuf to pozostałość po wulkanicznej przeszłości tego regionu. Jest to lekka, porowata i dość zwięzła skała, która składa się głównie z piasku i popiołu wulkanicznego, scementowanego iłem czy krzemionką, która łatwo poddaje się działaniu czynników atmosferycznych. Tę plastyczność wykorzystali Etruskowie budując tu swoje miasta, które wyglądają jakby miały się za chwilę rozpaść. I to nas tak urzekło.
Tufowe miasta w Toskanii
Bardzo byliśmy ciekawi, jak wyglądają miasta, w których garaże, sklepy, restauracje czy grobowce wykute są w skale.
Mało tego, interesowało nas, jak można mieszkać w domu z tufowej skały, którą codziennie wywiewa wiatr czy wymywa woda. Nie chcieliśmy poprzestać na jednym miejscu, więc na swój research wybraliśmy trzy tufowe miasta w Toskanii – Sorano, Sovanę i Pitigliano, oddalone od siebie o zaledwie kilka kilometrów.
Dołącz do nas na YouTube!
Znajdziesz tam serię vlogów z 14-dniowej podróży po Toskanii.
Niedostępne Sorano
Wyobraźcie sobie wąskie kręte drogi Toskanii, gdzie nie wiadomo, co kryje się za zakrętem. Taką drogą podążaliśmy w stronę tufowych toskańskich miast. Nagle zza jednego z zakrętów wyłonił się nam niezwykły widok. Zobaczyliśmy uroczą kapliczkę stojącą na tle zieleni, a tuż za nią przyklejone do skały miasto. Tak właśnie zobaczyliśmy Sorano – wkomponowane w zieleń i błękit nieba. To pierwsze z odwiedzonych przez nas tufowych miast w Toskanii, już z oddali wywołało w nas zachwyt.
Było niesamowicie malowniczo położone na tufowym wzgórzu i doskonale widać było tutaj, jak człowiek wykorzystał plastykę tej wulkanicznej skały. Domy, garaże, restauracje czy groty doskonale obrazowały współpracę człowieka i natury.
Sorano niestety nie było dla nas gościnne, bo jego górzystość była w oczywistej sprzeczności z poruszaniem się na czterech kołach. Zadowolić się zatem musieliśmy popatrzeniem na całokształt i nie mogliśmy zagubić się w jego uliczkach, co tak bardzo lubimy.
Chcieliśmy podziwiać zbudowane z tufu domy, zasiąść w tufowej restauracji i zakosztować uroków tego rozpadającego się miasta. Rzeczywistość postanowiła nas jednak wyrwać z rozmarzenia. Z lekkim rozgoryczeniem ruszaliśmy w kierunku kolejnego tufowego miasta w Toskanii, mając nadzieję, że los się do nas uśmiechnie.
Sovana – prawdziwa perełka tufowych miast w Toskanii
Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać, ale nie mieliśmy też zbyt wiele czasu na dywagacje, bo z Sorano do Sovany jest zaledwie 10 km. Zbliżając się do tego starożytnego miasta nie zauważyliśmy gór, co zdecydowanie napawało nas optymizmem. Poszukiwania parkingu także zakończyły się sukcesem i wyglądało na to, że Sovana będzie dla nas łaskawa.
Pierwsze wrażenia z Sovany
Z parkingu niemalże od razu wylądowaliśmy w historycznym centrum miasteczka i zaniemówiliśmy. Tak była piękna.
Co czyniło ją tak wyjątkową? Wszystko można by powiedzieć. Począwszy od czerwonych kamiennych ulic, poprzez domostwa, które wyglądają, jakby za chwilę miały się rozpaść, aż po atmosferę leniwego spokoju, którą czuć tutaj na każdym kroku.
My mieliśmy wrażenie, że cofnęliśmy się w czasie, bo sięgająca czasów etruskich historia tego miejsca, aż krzyczała do nas.
Jeśli interesują Cię atrakcje w Toskanii to zajrzyj do naszych pozostałych artykułów.
Odwiedzamy wiele takich miejsc i sądzimy, że znajdziesz coś co Cię zainteresuje.
Małe tufowe miasto z wielką historią
Znaleziska archeologiczne wskazują, że Etruskowie zamieszkiwali te tereny już w VII w. p.n.e. i to właśnie oni byli założycielami Sovany. Potem pojawili się tu Rzymianie, nadali osadzie status miasta i Sovana weszła w okres prosperity, który trwał aż do I w. p.n.e. To jednak był zaledwie początek perypetii, jakie czekały miasto.
Już tak to z historią jest, że bywa niezwykle burzliwa i tak też było w przypadku Sovany w Toskanii. Dość dodać, że po względnym okresie spokoju Sovana przechodziła z rąk do rąk, była najeżdżana, plądrowana i niemalże wyludniła ją zaraza. Od Longobardów, przez Franków, rodziny Aldobrandeschich, Orssinich, aż po panowanie Sieny, zwierzchnictwo Medyceuszy i Królestwo Włoch – kolejni władcy pozostawiali tutaj swoje ślady.
Odcisnął je także w Sovanie jeden z reformatorów kościoła – papież Grzegorz VII, bo to tutaj się urodził w 1073 roku, jako syn kowala.
Spacerem przez Sovanę
Z parkingu wylądowaliśmy na via del Duomo, która jest główną ulicą Sovany. My byliśmy dokładnie w jej połowie i chyba po raz pierwszy nie mieliśmy pojęcia, od której strony powinniśmy zacząć nasz spacer. Autentycznie, gdzie się człowiek nie obrócił, tam było coś godnego uwagi. Zaczęliśmy zatem od lampki wina, wypitej w tym tufowym mieście w Toskanii.
To dało nam czas na przyjrzenie się budynkom zlokalizowanym na Piazza del Pretorio. A było na co popatrzeć.
Pallazzo dell’Archivo i Palazzo Pretorio w Sovanie
Przy Piazza del Pretorio stoją Palazzo Pretorio, Palazzo dell’Archivio i kościół św. Marii – Chiesa di Santa Maria.
Ruszyliśmy zobaczyć je z bliska. Palazzo dell’Archivio za czasów świetności miasta nazywane było także Palazzo Comunale. Ten pochodzący z XII – XIII wieku budynek dzisiaj mieści w swoich murach muzeum archeologiczne, a jego sylwetka zdecydowanie zwraca uwagę na tle błękitu nieba.
Tuż obok, w miejscu, gdzie przed chwilą sączyliśmy chłodne białe wino znajdowało się pochodzące z tego samego okresu Palazzo Pretorio. To co zwróciło naszą uwagę to 9 herbów zdobiących fasadę budynku. Okazało się, że należały do kapitanów i komisarzy zarządzających Sovaną.
Chiesa di Santa Maria i Palazzo Bourbon
Nie zrobiliśmy jeszcze zbyt wielu kroków, a tyle już stało się naszym udziałem. Jak katarynki powtarzaliśmy wciąż “Ale tu pięknie”, a to piękno miało jeszcze wiele twarzy. Jedną z nich był niepozornie przycupnięty naprzeciwko Palazzo Pretorio, XII-wieczny kościół św Marii, który w swoich chłodnych, gościnnych progach skrywa prawdziwy skarb.
Tym skarbem jest podparte na czterech kolumnach, stojące w nawie głównej cyborium. Jego wiek określono na przełom VIII/IX wieku i jest unikatem w całej Toskanii. Kościół św. Marii zrobił na mnie ogromne wrażenie nie tylko cyborium, czy XVI-wiecznymi freskami, ale przede wszystkim swoją harmonią. Nieczęsto podobają mi się wnętrza kościołów, ale ten w swojej prostocie i skromności miał w sobie coś takiego, że nie chciało się z niego wychodzić. Nie umiem określić, co to było, ale chciało się tu być. Sovana jednak czekała na dalsze odkrywanie.
W południowym toskańskim słońcu przyjrzeliśmy się renesansowemu Palazzo Bourbon del Monte, przyklejonemu do kościoła św. Marii, po czym ruszyliśmy na zachód w kierunku najważniejszego zabytku miasta.
Dołącz do nas na Instagramie!
Publikujemy tam wiele ciekawych relacji z naszych podróży.
Katedra w Sovanie
Po drodze zatrzymywaliśmy się co chwilę, by popatrzeć na zbudowane z tufu domy z wielkimi głazami na dachach (do dzisiaj nie wiem, o co w tym chodzi), zieleń posadzonych w doniczkach roślin, pięknie kontrastującą ze skałą, ludzi, którzy jakby nie rozumieli, co nas tak fascynuje w tej maleńkiej mieścinie. Do rzeczywistości przywołał nas wszechogarniający upał, który kazał nam napić się wody i przyspieszyć kroku przez to tufowe miasto.
Po chwili dosłownie dotarliśmy do il Duomo, czyli konkatedry św. Piotra i Pawła, która już z daleka zwracała uwagę swoim wyglądem. Ta romańsko – gotycka, niewysoka budowla pochodzi z XI – XII wieku, ale nie jest pierwszą świątynią w Sovanie.
Pierwsza katedra stała tutaj już w VIII wieku i do dzisiaj można podziwiać jej oryginalne, choć nieczynne już wejście. Po chwili zawróciliśmy do centrum i ruszyliśmy w drugą stronę miasta do ruin fortecy La Rocca.
Ruiny fortecy La Rocca
Powstała ona w miejscu dawnego zamku rodziny Aldobrandeschi. Była odbudowywana po wojnach z Republiką Sieny i następnie w XVI wieku rozbudowana przez Kosima I Medyceusza.
Jak popadła w ruinę? Otóż w XVII wieku przestała być potrzebna i zaczęto ją po prostu rozbierać. Nas natomiast zdecydowanie rozbierał upał i słońce, przed którym nie mieliśmy się za bardzo, gdzie schować. Potrzebowaliśmy chwili wytchnienia, dlatego postanowiliśmy na chwilę zejść ze szlaku tufowych miast w Toskanii i poszukać ochłody w darmowym termalnym spa.
Odpoczynek w Terme di Saturnia
Relaksu postanowiliśmy zażyć w położonych nieopodal źródłach geotermalnych Terme di Saturnia.
Z wodami geotermalnymi spotkaliśmy się już w Bagno Vignoni, ale nie mieliśmy okazji jeszcze zakosztować ich dobroczynnego działania. Tym razem miało się to zmienić. Znaleźliśmy duży, wygodny parking, z którego bez trudu dotarliśmy do źródeł. Były naprawdę piękne i niestety bardzo zatłoczone. Nie spodziewaliśmy się, że zastaniemy tutaj takie tłumy spragnionych kąpieli ludzi.
Kamil nie zdecydował się na zażycie kąpieli twierdząc, że ochłodę przynosi mu samo patrzenie na wodę. Ja natomiast postanowiłam zanurzyć się w tych owianych legendą źródłach. A legenda głosi, iż Terme di Saturnia powstały od uderzenia pioruna ciśniętego przez Jowisza w trakcie starcia z Saturnem. Druga teoria jest bardziej przyziemna i mówi o tym, że sprawcą powstania dobroczynnych wód jest wulkan Monte Amiata. Sami wybierzcie, którą teorię wolicie przyjąć za prawdziwą. Nie rozmyślając zanadto nad historią źródeł, zanurzyłam się w ich dobroczynnych wodach.
Woda w źródłach geotermalnych bywa naprawdę gorąca i o intensywnym zapachu siarki. Jednakże w Terme di Saturnia temperatura wody była przyjemna, a zapach po chwili praktycznie niewyczuwalny. Przyjemne było to doznanie i gdyby tak tłum żądnych kąpieli ludzi był mniejszy, a Kamil siedział obok mnie, to powiedziałabym, że jest idealnie. Ponieważ miałam tylko ⅓ swojego idealnego planu, więc po jakimś czasie skumulowana we mnie energia zaczęła się domagać spożytkowania. Ruszyliśmy zatem w stronę trzeciego z tufowych miast w Toskanii.
Pitigliano – Mała Jerozolima
W okolice Pitigliano dotarliśmy po jakiejś godzinie, chociaż kilometrów do pokonanie mieliśmy niewiele ponad 20. Malowniczo położone na tufowym wzgórzu miasto zachwyciło nas od pierwszego spojrzenia.
Stare Miasto zdawało się wyrastać wprost z poszarpanej skały, otoczone dodatkowo zielenią tworzyło niesamowity pejzaż i zapraszało, by zanurzyć się w jego uliczkach. Tufowe miasta w Toskanii miały w Pitigliano godnego przedstawiciela. Leżące na wzgórzu i otoczone urwiskami miasto miało niezwykłe naturalne walory obronne, co wykorzystali najpierw starożytni Etruskowie, potem Rzymianie i kolejno rodzina Aldobrandeschich czy Orsinich. W XV wieku nastąpił prawdziwy rozkwit miasta, a jego efekty podziwiać możemy do dzisiaj. Skąd jednak do Pitigliano przylgnął przydomek “Mała Jerozolima”? Otóż, swego czasu Pitigliano stało się domem dla dość dużej populacji Żydów, którzy żyli tu w zgodzie z innymi mieszkańcami i to sprawiło, że to tufowe toskańskie miasto zyskało swój przydomek.
Pitigliano – Centro Storico
Czas nas naglił, bo z minuty na minutę słońce było coraz niżej. Postanowiliśmy znaleźć miejsce do parkowania w samym historycznym centrum, by móc zwiedzić płaską część miasta wspólnie.
Znaleźliśmy nawet miejsca dla osób niepełnosprawnych przy Piazza delle Republica, ale wszystkie były zajęte. Po trzykrotnym okrążeniu niełatwego w manewrowaniu centrum, musieliśmy zaparkować u stóp wzgórza. Wiadomo już było, że tym razem Pitigliano odwiedzę sama. Żałowaliśmy oboje, że nie udało nam się zaparkować na górze, ale czasami trzeba zaakceptować zastaną rzeczywistość. Pocieszający był fakt, że Kamil miał zaliczony trzykrotny i niezwykle powolny objazd wąskimi i zaludnionymi uliczkami tego tufowego miasta, a zatem co nieco zobaczył. Pomaszerowałam w stronę centrum, gdzie chciałam zobaczyć ogromny akwedukt.
Pochodzi on z 1545 roku i robi naprawdę imponujące wrażenie. Posiada dwa wielkie łuki i trzynaście mniejszych, które podpierając akwedukt tworzą swoiste okna na otaczającą Pitigliano przestrzeń. To niezwykłe dzieło, miasto zawdzięcza hrabiemu Gianfrancesco Orsiniemu.
Idąc dalej dotarłam na plac, na którym wcześniej szukaliśmy miejsca do parkowania. Tutaj moim oczom ukazało się Palazzo Orsini, którego budowę rozpoczęto w XIII wieku, a ukończono dopiero w XVI.
Klimatyczne miejsca w Pitigliano
Tuż obok niego na Piazza delle Republica znajdują się kolejne klimatyczne miejsca, oferujące niezwykły widok na okolicę, bo przy placu zlokalizowane są liczne knajpki i restauracje, w których raczyć się można pochodzącym stąd winem Bianco di Pitigliano. Uroku całości dodają stojące po dwóch stronach piękne fontanny, spektakularnie prezentujące się na tle błękitnego nieba.
Nieopodal natomiast ulica via Roma zachęciła mnie, by zanurzyć się w historyczne centrum miasta. I faktycznie warto to uczynić, bo klimat tych nietkniętych czasem zakamarków mówi sam za siebie. Starannie wypielęgnowane kwiaty w donicach i prostota dodają im niepodrabialnego uroku.
Ale to tutaj jak na dłoni zobaczyłam, co dzieje się z domami zbudowanymi z wulkanicznego tufu. Jak niszczeją wystawione na działanie wiatru i wody. Dalej zastanawiało mnie, dlaczego ludzie budowali własne domy z tak nietrwałej skały?
Jednak po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że ta nietrwałość tufowych miast w Toskanii liczy się w setkach, jeśli nie tysiącach lat. Jeżeli tak długo się nie rozpadły, to pewnie przetrwają jeszcze wiele lat. Tymczasem zrobiło się naprawdę ciemno i nie było sensu poszukiwać Katedry Piotra i Pawła czy wstępować do muzeum. Wracając do Kamila zobaczyłam, jak Pitigliano ożywa coraz bardziej z nadejściem zmierzchu.
Zapalone światła restauracji zapraszały do środka, ale oparłam się pokusie tym razem, szczególnie, że nieopodal czekał na mnie Kamil. Tufowe miasta w Toskanii ze swoją niezwykłą gościnnością musiały poczekać na naszą następną wizytę, która była niemal pewna.
Zapraszamy na nasze grupy
Dołącz do nas na YouTube!
Znajdziesz tam filmy z podróży po Polsce i świecie.
Cieszę się, że mogłam powędrować z tobą czytając opowieść o tufowych miasteczkach Toscanii. Pozdrawiam Was serdecznie i życzę dalszych udanych podróży
🙂
Goha cudny wpis!
Piszę teraz pracę magisterską o Sovanie i Pitigliano w kontekście sztuki etruskiej i po wszystkich naukowych opracowaniach jakże miło mi było „przespacerować się” po tym miasteczkach tak na luzie…mogłam wrócić wspomnieniami do wakacji kiedy sama tam spacerowałam…dziękuję!!! 🙂
Bardzo Ci dziękuję. Jesteśmy przekonani, że to będzie niesamowicie ciekawa praca, bo i temat jest niezwykle ciekawy. Tufowe miasta natomiast są tak urzekające, że nie sposób nie dać się im oczarować 🙂