Włoska majówka (część trzecia – Wenecja)
Po powrocie z San Marino zachciało nam się pojechać gdzieś jeszcze. Mieliśmy wybór pomiędzy Rzymem, a Wenecją. Wygrała Wenecja, ze względu na mniejsze zagęszczenie turystów (tak nam się wydawało), mniejsze terytorium no i ponoć kiedyś zatonie, więc stwierdziliśmy, że warto ją odwiedzić, póki jeszcze nie podzieliła losu Atlantydy. Ruszyliśmy zatem w drogę, by spędzić jeden dzień w Wenecji.
Jeden dzień w Wenecji
Wenecja jest oddalona od Rimini o 262 km, jadąc autostradami przez Bolonię i o 212 km omijając autostrady. My wybraliśmy tę drugą opcję i okazało się, że był to dobry wybór. Po pierwsze bliżej, a po drugie – kilka Euro w kieszeni więcej. 🙂 Po kilku godzinach dojeżdżamy do Wenecji, przejeżdżamy przez most łączący kontynentalną część miasta z wyspiarską i kierujemy się na parking, gdzie najlepiej zaparkować w Wenecji. Dojazd do parkingu, na którym należy zostawić samochód (chyba, że dysponujecie amfibią) jest dobrze oznakowany, ale zalecam zachowanie ostrożności, bo pomyłka w wyborze zjazdu może oznaczać, że zawrócimy dopiero na kontynencie. Nam się udaje za pierwszym razem, po chwili jesteśmy na dachu, kilkupiętrowego, parkingu i rozpoczynamy nasz jeden dzień w Wenecji.
Wyspa wita nas lekką mżawką, ale się nie zrażamy i wychodzimy z parkingu w poszukiwaniu transportu w okolice placu Świętego Marka. Jako, że turystyczna Wenecja to wyspa, transportem publicznym są tramwaje wodne. Po chwili poszukiwania znajdujemy miejsce, gdzie kupuje się bilety. Tu mała rada: przed wyjazdem przeczytałem, że najlepiej kupić bilet całodniowy, ale miła Pani w kiosku z biletami poinformowała mnie, że ja pływam za darmo, a więc tańszym rozwiązaniem, by spędzić jeden dzień w Wenecji, będą dwa zwykłe bilety tylko dla Gohy. Chcemy więcej chodzić niż pływać, więc decydujemy się na tę opcję i kierujemy się na przystanek. Tramwaj parkuje nieopodal „kiosku”. Wejście ze mną na pokład nie sprawia nam większej trudności. Jest rampa i próg (zbliżony do średniej wysokości krawężnika w Polsce), przy którym obsługa chętnie pomaga. Po ich pokonaniu dostajemy się na pokład, na którym jest specjalne miejsce oznaczone charakterystycznym niebieskim znaczkiem. Usadawiam się wygodnie, Goha zajmuje miejsce obok mnie i płyniemy wokół wyspy, starając się poznać Wenecję od strony wody.
(Ta biało-żółta budka w lewym, dolnym rogu to przystanek tramwajowy)
Wenecja, poza głównymi punktami turystycznymi, jest podniszczona i taka moim, subiektywnym, zdaniem slumsowata, a woda dochodzi do samych budynków.
Po około 20 minutach docieramy w okolice placu Świętego Marka, gdzie wyjście z tramwaju też nie sprawia nam trudności. Wita nas słońce. Zachwyceni dziesiątkami gondoli zacumowanych przy brzegu pstrykamy zdjęcia i ruszamy w stronę placu już po stałym gruncie. Pokonujemy pierwszy most, drugi most i jest ok. Na mostkach są w miarę dobre podjazdy więc śmigamy na plac.
Po kilku minutach docieramy na plac Świętego Marka i ku naszemu zdziwieniu nawet przed sezonem jest tu sporo ludzi. Niestety większość wejść do muzeów itp. nie jest dostosowana, więc nasze zwiedzanie kończy się na powłóczeniu się po placu.
Jeśli interesują Cię atrakcje we Włoszech to zajrzyj do naszych pozostałych artykułów.
Odwiedzamy wiele takich miejsc i sądzimy, że znajdziesz coś co Cię zainteresuje.
Po zrobieniu kilku zdjęć ewakuujemy się z placu, by urozmaicić nasz jeden dzień w Wenecji. Naszym kolejnym punktem docelowym jest największy most w Wenecji, Most Rialto, znajdujący się w centralnej części Canale Grande. Po drodze chcemy poszukać urokliwych miejsc, których według wszystkich przewodników Wenecja oferuje sporo. Skręcamy zatem w ulicę Calle Specchieri S. Marco i bez żadnych planów idziemy przed siebie. Po chwili okazuje się, że faktycznie Wenecja jest ciekawa i nie śmierdzi zbyt mocno. 🙂 Do tego chodniki są w miarę równe, ułożone z płaskich, kamiennych płyt.
Wzdłuż większości ulic ustawione są sklepiki z pamiątkami w których można kupić słynne weneckie maski. Tu uwaga na chińskie podróby, których jest pełno. Jeśli chcecie nabyć oryginalną wenecką maskę to zwróćcie uwagę na kraj produkcji. Na tych oryginalnych jest oznaczenie, że zostały wyprodukowane w Wenecji.
Po kilku dłuższych chwilach spaceru i kontrolowanym zagubieniu się w Wenecji, pragnienie daje o sobie znać, szczególnie, że zaczyna robić się nieznośnie gorąco. Postanowiliśmy zatrzymać się w pierwszym lepszym miejscu, ugasić pragnienie i ruszyć dalej. Niestety czekała nas niemiła niespodzianka. Zostaliśmy wyproszeni, ponieważ chcieliśmy tylko pić, a nie jeść. Wenecja ma taką zasadę, że w restauracjach trzeba coś zjeść, a nie tylko pić. Cóż, człowiek uczy się całe życie! Kupujemy zatem wodę w sklepie i idziemy dalej.
Niestety nasza radość z podziwiania uliczek Wenecji nie trwała zbyt długo. Okazało się, że kolejny most przez, który musieliśmy się przeprawić jest całkowicie niedostosowany. Szukaliśmy innych dróg przeprawy, ale żaden z mostów nie był lepszy od tego pierwszego. Postanowiliśmy zatem wrócić na pierwotne tory i zorganizować przeprawę w górę i dół mostu. Turystów było sporo, więc nie było to problemem. Ileż jednak schodów można tak pokonać, kiedy jedne stopnie zastępowane są przez kolejne? Już mieliśmy się poddać, ale postanowiliśmy coś przekąsić i podejść do tematu na nowo. 🙂 Zatrzymaliśmy się w jednej z licznych pizzeri. Kelner „przestawiał” mnie kilka razy tak żebym nie przeszkadzał wychodzącym klientom, bo przecież usunięcie jednego krzesełka z pustego stolika było awykonalne. 🙂 Na szczęście pizza była pyszna, a i kelner okazał się dobrym człowiekiem i pokazał nam na mapie jak dotrzeć do mostu Rialto bez schodów.
Faktycznie kelner się nie mylił i drogę na most przebyliśmy bez przeszkód. My jednak, jak mamy to w zwyczaju, z premedytacją pobłądziliśmy trochę po uliczkach wyspy aby finalnie dotrzeć w okolice mostu.
Na miejscu okazało się, że ten słynny most to nic nadzwyczajnego i do tego całkowicie pozbawiony jakiegokolwiek podjazdu. Ja więc zostałem na dole, a i Goha po dwóch minutach wróciła do mnie ze zniesmaczoną miną, bo Ponte di Rialto, choć tak osławiony nie robił takiego wrażenia, jak sobie wyobrażała. Wokół, jak w większości miejsc Wenecji, pełno gondoli. Niestety gondola + wózek inwalidzki to według mnie nie jest dobry pomysł, choć naganiacze sugerują, że „No problem!”. Ja jednak wolałem spędzić jeden dzień w Wenecji na sucho 🙂 Podobnie jest z taksówkami wodnymi, na szczęście są sprawnie działające tramwaje. Po powrocie Gohy i zakupieniu maski weneckiej zaczęło padać więc postanowiliśmy wracać. Złapaliśmy tramwaj i przepłynęliśmy połowę Canale Grande aby dotrzeć do przystanek, na którym wsiadaliśmy rano.
Przepłynięcie tym głównym kanałem Wenecji okazało się bardzo fajnym akcentem by zakończyć nasz jeden dzień w Wenecji. Żałujemy, że nie zdobyliśmy dzielnicy żydowskiej i deszcz przegonił nas z wsypy tak wcześnie. Reasumując wyjazd oceniamy pozytywnie, ale dostosowanie Wenecji do potrzeb osób na wózkach inwalidzkich jest znikome. Głównie chodzi tu o mosty, my na naszej drodze znaleźliśmy dwa obdarzone podjazdami (te w okolicach placu Świętego Marka). Gdyby nie te diabelne schody, mogłoby być całkiem miło, bo chodniki są fajne no i da się czasami znaleźć drogę bez barier. Ach czemu Wenecja nie wzięła przykładu z San Marino? 🙂
Podsumowanie
Chciałbym na koniec podsumować naszą włoską majówkę. Jeśli chodzi o dostosowanie poszczególnych miejsc, które zwiedziliśmy, to najlepiej wypadło Rimini. Zarówno delfinarium, park Włochy w miniaturze, plaża oraz samo miasto są przyjazne dla osób na wózkach inwalidzkich (widziałem trzy osoby na wózkach). Nie ma większego problemu w poruszaniu się po mieście ani przy wejściach do restauracji. Na kolejnym miejscu jednak postawił bym Wenecję. Mimo braku dostosowania większości mostów to ulice są w miarę równe i w wiele miejsc bez problemu da się dopłynąć tramwajem. Czyli zwiedzamy tak: wysiadamy z tramwaju, zwiedzamy, przemieszczamy się tramwajem dalej i znów zwiedzamy. Wejście na tramwaj wodny nie przysparza problemów, a mosty da się pokonać z pomocą uprzejmych ludzi (wystarczy chcieć, być otwartym i poprosić). Jeśli jeszcze kiedyś trafimy do Wenecji to na 100% będziemy zwiedzać ją metodą tramwajową. Na ostatnim miejscu mojej listy uplasowało się San Marino. Pomimo tego, że oferują darmową kolejkę czy windy, to jednak jest tam stromo. W związku z tym decydując się na zwiedzanie Republiki trzeba przygotować moc na „wspinaczki” lub tak jak my zrezygnować z turystycznych atrakcji i poczuć klimat miasta w jego płaskich częściach.
Z innej beczki, polecamy Wam spróbować klasycznej włoskiej pizzy z dala o traktów turystycznych, jest wyśmienita! Postarajcie się „zabłądzić” i poczuć nieturystyczne Włochy. 🙂
Z Włoch wróciliśmy także na dwa razy, tym razem nocując w Gera, Niemcy. Niestety nic, poza hotelem i budką z kebabem tam nie widzieliśmy.
Zapraszamy na nasze grupy
Dołącz do nas na YouTube!
Znajdziesz tam filmy z podróży po Polsce i świecie.
Super! Widzę, że nie ma dla Was granic. Wybieram się w październiku do Włoch. Bolonia + San Marcin + Wenecja. Chcę wynająć auto w Bolonii. Mam nadzieję że nie przegapię tego zjazdu na parking w Wenecji 😉
Super, Świetne FOTOSTORY, nigdy nie byłam w Wenecji mam nadzieję że mi się uda ją zobaczyć przed całkowitym zalaniem tego pięknego miejsca 🙂
Dzięki!
Jestem zakochana w Wenecji 🙂