Nieudana wycieczka na wyspy w Tajlandii
Wizyta w sanktuarium słoni była niezwykła, ale mieliśmy kolejne marzenia, które czekały na spełnienie. Wycieczka na wyspy w Tajlandii – to było jedno z nich. Chcieliśmy z bliska doświadczyć unikalnego piękna tego regionu. Pragnęliśmy delektować się widokiem sterczących w wody skał, powiewem wiatru na skórze i kołysaniem morskich fal. Wiedząc, że kraj, w którym przebywamy nie jest zbyt przyjazny osobom na wózku inwalidzkim, swoją wycieczkę na wyspy w Tajlandii zaczęliśmy planować długo przed wylotem w Polski. Co z tego wynikło? Spieszę z opowieścią.
Wycieczka na wyspy w Tajlandii tradycyjną łodzią
Moim marzeniem było popłynięcie na Ko Phi Phi czy Wyspę Jamesa Bonda, a może kilka wysp naraz. I oczywiście chciałam zrobić to w sposób tradycyjny. Zatem wycieczka na wyspy w Tajlandii miała się odbyć łodzią długoogonową.
O święta naiwności! Wejście do takiej łodzi jest dość trudne nawet dla osoby sprawnej, bo wsiada się do niej prosto z plaży, a właściwie z wody i jest dosyć wysoko, a zatem moja wymarzona tradycyjna wycieczka na wyspy w Tajlandii byłaby dla Kamila niemożliwa. Zresztą im więcej przed wyjazdem czytałam o rejonie, w który się udawaliśmy, tym mniejszy był mój entuzjazm dotyczący realizacji naszego planu. Jestem jednak bardzo upartym człowiekiem i jak już wbiję sobie coś w łepetynkę, to strasznie trudno mnie od tego odwieść.
Na wyspy w Tajlandii można popłynąć promem
Bywam nieznośna kiedy czegoś mocno chcę, a bardzo chciałam popłynąć z Kamilem na wycieczkę na wyspy w Tajlandii. Poszukiwania środka transportu na wyspy w Tajlandii dla niepełnosprawnych spędzały mi sen z powiek. Jakież było moje szczęście kiedy Kamil go znalazł.
Przewoźnik nazywał się Phuket Ferry i miał spełnić nasze marzenie o wycieczce na Ko Phi Phi. Po wymianie maili i zapewnieniu, że dostaniemy się na pokład promu, jeszcze z Polski zakupiliśmy bilety i udaliśmy się w podróż do Singapuru i Tajlandii. Byłam dumna, że udowodnimy wkrótce, iż wycieczka na wyspy w Tajlandii dla osoby niepełnosprawnej jest możliwa.
Droga na nabrzeże Nopparat Thara Pier
Nadeszła wiekopomna chwila. Nie przeszkadzało nam, że do nabrzeża mieliśmy około 5 kilometrów pieszo, prom odpływa o 9:30, a my musimy być godzinę wcześniej. Pełni optymizmu, o nieludzko wczesnej godzinie ruszyliśmy w kierunku Nopparat Thara Pier, podziwiając po drodze piękno Tajlandii.
Korzystaliśmy oczywiście z ulicy, bo chodniki nie nadawały się do poruszania się na wózku inwalidzkim. Nie było łatwo, bo Tajowie nie bardzo przejmują się pieszymi, więc oczy mieliśmy dookoła głowy. Mijały nas samochody, skutery, tuk-tuki, a tuż obok szumiało morze.
I w taki sposób dotarliśmy do miejsca skąd rozpocząć się miała nasza wycieczka na wyspy w Tajlandii.
Marzenia o wycieczce na wyspy w Tajlandii kontra rzeczywistość
Nabrzeże prezentowało się przecudnie. Kołyszące się łódki, sterczące wprost z wody skały. Nasz apetyt rósł.
Zbliżyliśmy się do stanowiska obsługi, sprawdzono nasze bilety i wskazano drogę na prom. Po krótkiej chwili dotarliśmy do zjazdu.
Stanęłam jak wryta i zapytałam co to jest. Widząc moją konsternację, Taj w klapkach machnął mi, sygnalizując, że to tym właśnie zjazdem mamy dostać się na trap. Masakra jakaś. Nawet z dzieckiem w wózku bałabym się tędy zjechać. Postanowiliśmy to wyjaśnić i okazało się, że nie ma innej drogi, ale oczywiście obsługa pomoże. Tymczasem jednak zainteresowała się nami grupa podróżujących na wyspy ludzi. Okazało się, że to nasi krajanie i już po chwili Kamil był przy trapie.
Cieszyliśmy się jak dzieci, że oto spełniamy marzenie i pokazujemy, że wycieczka na tajskie wyspy jest możliwa także na wózku inwalidzkim. Wtedy jednak dostrzegliśmy dwa problemy.
Po pierwsze, było jeszcze bardziej stromo, a po drugie za wąsko dla wózka. Pomysłowi Tajowie zaproponowali, że wózek wniosą niczym lektykę ponad barierkami, ale nie mają pomysłu co zrobić na samym statku, bo tam jest jeszcze węziej. Ręce nam opadły. Przecież pisaliśmy wcześniej, podawaliśmy szerokości wózka, opisywaliśmy trudności. A tu taki psikus. Do tego jeszcze widząc Kamila i moje zdenerwowanie, Tajowie uśmiechali się do nas tym swoim przyklejonym do twarzy, nic nie znaczącym uśmiechem. I wtedy się autentycznie wściekłam. Silni panowie z Polski (dziękujemy Wam z całego serca za pomoc) wydostali nas na górę i udaliśmy się do obsługi z żądaniem wyjaśnień. Uzyskaliśmy je i całe szczęście odzyskaliśmy nasze pieniądze za bilet, ale przecież nie o to nam chodziło. Są takie momenty, kiedy ogarnia nas zniechęcenie. To był jeden z nich i w tym momencie szczerze nienawidziłam Tajlandii.
Jeśli interesują Cię atrakcje w Tajlandii to zajrzyj do naszych pozostałych artykułów.
Odwiedzamy wiele takich miejsc i sądzimy, że znajdziesz coś co Cię zainteresuje.
Morski odpływ jako alternatywa dla wycieczki na Ko Phi Phi
Nie mieliśmy planu B, a była godzina dziesiąta. Zniechęceni udaliśmy się na pobliską ławeczkę i wtedy naszą uwagę zwróciło morze, a właściwie jego brak.
Niesamowicie to wyglądało, ogromny pas dna Morza Andamańskiego był po prostu odkryty. Dotarło do nas, że jest odpływ i postanowiliśmy wykorzystać czas, który mamy na eksplorowanie zjawiska, którego, w takiej skali, dotąd nie doświadczyliśmy. Chodziliście kiedyś suchą stopą po morzu? Dla nas miał to być pierwszy raz. Kamil nie dał się skusić na stanięcie na morskim dnie. Nadal chyba był rozczarowany tym, że nie wyszła nam wycieczka na wyspy w Tajlandii i pewnie obwiniał siebie za ten stan rzeczy. Po chwili jednak dał się uwieść mojemu entuzjazmowi, widokom i ukazującemu się naszym oczom morskiemu życiu.
Z fascynacją patrzyłam jak spod moich stóp uciekają całe kolonie krabów. Obserwowałam jak budują sobie kryjówki, wyciągając kolejne kulki z piasku swoimi sprawnymi odnóżami. Wreszcie ze zdumieniem patrzyłam jak te stworzenia walczą między sobą, a po skończonej walce pokonany oddala się niespiesznym krokiem.
Mogłabym tak patrzeć godzinami, ale Kamil zwrócił moją uwagę na coś innego. Na horyzoncie majaczyły się wyspy i skały, które normalnie dostępne były tylko z wody. Teraz można było między nimi pospacerować. „Widzisz?!” – krzyknęłam do Kamila. – „Chodzę po morzu.” Zaśmiał się i wiedziałam, że będzie dobrze. Chociaż nie tak wymarzyliśmy sobie ten dzień, to jednak stawał się ciekawy.
Niezwykły spacer do domu
Niespiesznym spacerem brzegiem morza udaliśmy się w stronę Krabi Tipa Resort – naszego tajskiego domu. W międzyczasie morze wróciło na swoje miejsce, a na plaży zaczęli pojawiać się ludzie. Dyskutowaliśmy trochę o tym, czy nie popełniliśmy z promem jakiegoś błędu, kiedy Kamil dostrzegł motyla z uszkodzonym skrzydłem. Był ogromny i jeszcze żył.
Postanowiliśmy mu pomóc i mieć nadzieję, że ten niepełnosprawny owad jednak sobie poradzi. Ulokowałam do na pniu drzewa i ruszyliśmy dalej w niełatwą drogę powrotną. Mieliśmy mnóstwo czasu, więc zwracaliśmy uwagę na wszystko. Tuż obok nas miało miejsce jakieś zgrupowanie skautów, kawałek dalej zlokalizowany był nocny market, a wokół nas krążył człowiek, który ewidentnie chciał nas okraść.
Wiedzieliście, że kradzież to w Tajlandii nic złego? Nie jest hańbą okraść kogoś. Hańbą jest dać się złapać. Osobliwy to kraj i pełen kontrastów. Kraina uśmiechu z jednej strony, a z drugiej kraina wiecznej walki o przetrwanie, szczególnie jeżeli nie jesteś w pełni sprawny, czy sprawna. Po czym wnoszę? A chociażby po wysokości krawężników czy podjazdach, które mają tutaj służyć dostawie towarów, a nie niepełnosprawnym czy rodzicom z dziećmi w wózkach dziecięcych.
Za to uwielbienie dla króla jest wszechobecne. Król w Tajlandii traktowany jest niemal jak bóg, a za obrazę jego majestatu grozi kara nawet do 15 lat więzienia. Jego bogato zdobione portrety spotkać można dość często, co i nam się udało w czasie naszego spaceru.
Zbliżaliśmy się do Ao Nang Beach. Zaczynało robić się tłoczno na ulicy i chodnikach, a duchota dawała się już mocno we znaki. Przyspieszyliśmy kroku i po chwili po raz kolejny dostaliśmy prawym prostym w twarz od Tajlandii.
Głupia sprawa przejście na drugą stronę ulicy, przejściem dla pieszych okazało się niemożliwe, bo słupki były zbyt blisko siebie. I weź tu człowieku pozwiedzaj Tajlandię, kiedy poruszasz się na wózku inwalidzkim. Zaczęliśmy się śmiać, bo cóż innego mieliśmy w tej sytuacji zrobić.
Popatrzyliśmy na rybaków walczących z wielkim marlinem i pomyślałam sobie, że nasza walka z tym dniem, kiedy wycieczka na wyspy w Tajlandii nam się nie udała przypominała właśnie takie zmaganie człowieka z wielką rybą. Niepowodzenie nas nie złamało, znaleźliśmy sobie alternatywę, ale walka o to była trudna. Byłam z nas naprawdę dumna. Pokonaliśmy ponad 10 kilometrów, brak dostosowania, drogę wśród pędzących aut i swoje rozczarowanie. A dzień jeszcze się nie skończył, bo miałam zamiar udać się na Monkey Trail. O tym jednak będzie w następnej opowieści.