Droga do Czarnogóry samochodem

Droga do Czarnogóry samochodem

Czarnogóra od dawna gościła w mojej głowie. Wiedziałam jednak i słyszałam zewsząd, że w naszym przypadku ta wyprawa jest praktycznie awykonalna. Dlaczego? A dlatego, że Kamil na wózku, a Czarnogóra to kraj górzysty i niedostosowany. To po pierwsze, a po drugie, że droga do Czarnogóry samochodem na jednego kierowcę będzie wymagała dwóch noclegów i stracimy nasz urlop. Jest jednak ze mną tak, że kiedy świat staje mi na przeciw, robię wszystko, by udowodnić mu, że się myli. Tak też było i tym razem i 30 lipca 2021 roku nad ranem, ruszyliśmy w drogę do Czarnogóry własnym samochodem. W planie mieliśmy ponad trzy tygodnie zwiedzania tego małego, wielkiego kraju. Zanim miało to jednak nastąpić, trzeba było tam dojechać.

Zaplanować trasę do Czarnogóry w erze covid-19 to sztuka

Był środek pandemii i tak naprawdę nie wiedzieliśmy do końca, gdzie i jakie przepisy będą obowiązywały. Czarnogóra była wolna od obostrzeń, ale w krajach na naszej trasie zmieniały się one, jak w kalejdoskopie. W końcu po wielu przemyśleniach i ustaleniach doszliśmy do wniosku, że pojedziemy trasą przez Czechy, Austrię, Słowenię i Chorwację, zahaczając o kawałek Bośni i Hercegowiny.

Nasza trasa do Czarnogóry miała ponad 1900 km, więc wiedzieliśmy, że droga nas zmęczy. Dlaczego nie wybraliśmy się przez Węgry i Serbię? Bo w tym czasie granice tych państw były praktycznie zamknięte dla obcokrajowców. Przejechanie tą trasą wymagałoby od nas znacznie więcej kombinacji niż wybrana przez nas droga do Czarnogóry. Nieco karkołomnie zaplanowałam sobie pierwszy nocleg po ponad 1000 kilometrów w austriackim Graz. Potem miało być już z górki i Budvę, która miała być naszą bazą wypadową na pierwsze dwa tygodnie, mieliśmy osiągnąć wczesnym wieczorem.

starówka Budvy

Prześledziliśmy przepisy covidowe, Kamil przygotował swoje szczepienie, a ja umówiłam się na test przed wyjazdem. Potem było już tylko przygotowanie dokumentów naszych i auta, dokupienie dodatkowego ubezpieczenia komunikacyjnego i zdrowotnego, pakowanko i w drogę. Wydawało się, że droga do Czarnogóry pójdzie nam, jak po maśle.

Dołącz do nas na Instagramie!

Publikujemy tam wiele ciekawych relacji z naszych podróży.

Sprawne auto to podstawa

Nasze volvo nie zawodziło nas właściwie nigdy i poza typowo eksploatacyjnymi naprawami, nie trzeba było robić w nim wiele. Tym razem było jednak inaczej i przed wyjazdem nasz samochód spędził w warsztacie około miesiąca. Zwykła wymiana rozrządu i sprzęgła zamieniła się w wielki remont auta i nasz wyjazd wisiał na włosku. Zrobiło się nerwowo, ale ostatecznie volviątko wróciło w moje kochające ręce, choć mechanik kręcił głową, kiedy poinformowałam go o planowanej długości trasy.

– Świeżo po remoncie silnika udaje się Pani w taka długą trasę? – zapytał z niedowierzaniem

Kiedy potwierdziłam, pokręcił głową i polecił mi zrobić chociaż 500 kilometrów wokół własnego ogona, żeby choć trochę przetestować auto po remoncie. A na koniec dodał:

– Niech Pani weźmie chociaż płyn do chłodnicy i hamulcowy, żeby w razie czego dolać.

Uśmiechnęłam się, chociaż wcale ni było mi do śmiechu. Awaria w drodze do Czarnogóry czy podczas urlopu nie znajdowała się przecież w moich sennych marzeniach. Stwierdziłam jednak, że tak długo pragnęłam spotkania z Czarnogórą, że nic nie może stanąć na drodze do realizacji tych pragnień. Szczególnie, że udało mi się przekonać Kamila, żebyśmy sprawdzili dostępność Czarnogóry dla niepełnosprawnych. Brzmi lekkomyślnie? Nie wydaje mi się. Samochód był po przeglądzie, który zawsze robię przed wyjazdem w dłuższą trasę. Był też po remoncie wszystkiego, co tego wymagało. Do tego dokupiłam assistance specjalnie na Czarnogórę i sprawdziłam przepisy dotyczące wyposażenia w krajach tranzytowych i docelowym. Odpowiednio wcześniej zamówiłam także zieloną kartę, która naówczas była jeszcze w Czarnogórze wymagana. Mogliśmy ruszać w drogę.

w drogę do Czarnogóry

Droga do Czarnogóry niczym po nitce do kłębka

Pierwszy etap do granicy poszedł nam naprawdę gładko. Pojawiające się korki na autostradzie w Polsce omijaliśmy bocznymi drogami i po około 8 godzinach trasy, byliśmy prawie na granicy polsko-czeskiej, w Mszanie, gdzie zaplanowaliśmy pierwszy postój dla rozprostowania kości i jakiś posiłek.

Jeśli interesują Cię atrakcje Czarnogóry to zajrzyj do naszych pozostałych artykułów. Odwiedzamy wiele takich miejsc i sądzimy, że znajdziesz coś co Cię zainteresuje.

droga do Czarnogóry - Mszana

Tu też postanowiliśmy zakupić winiety, w tym winietę na przejazd przez Austrię i to był wynikający z mojego lenistwa błąd. Winieta austriacka na 10 dni powinna kosztować około 45 złotych, ale tutaj kosztowała ponad 70, bo stacja doliczała sobie bardzo wysoką opłatę serwisową. Kupiłam ją jednak, bo stwierdziłam, że mój święty spokój jest tego wart. Generalnie jednak nie polecam tego robić w tym miejscu.

Po krótkim postoju ruszyliśmy w stronę przejścia granicznego w Gorzyczkach, szykując się na pierwszą covidową kontrolę graniczną. I co? Sytuacja wyglądała tak, że na przejściu granicznym z Czechami, kontroli było brak. Nie zasmuciło nas to specjalnie i przez Czechy przelecieliśmy bez żadnych przeszkód. Na granicy czesko – austriackiej wyglądało już to nieco inaczej, bo jakieś kontrole się odbywały. Były jednak wyrywkowe i nas szczęśliwie ominęły, choć wszystkie papiery i certyfikaty mieliśmy, jak się patrzy. Austria przywitała nas burzą, ale tuż przed rozpętaniem się prawdziwego piekła, dotarliśmy do swojego noclegu w Graz.

nocleg w Graz w drodze do Czarnogóry

Było to dość surowe i niespecjalnie wyposażone miejsce, ale było czysto, ciepło i sucho, a to było dla nas w tym momencie najważniejsze. Do tego meldunek odbywał się w 100% bezkontaktowo, co bardzo nam odpowiadało. Zamówiliśmy pizzę i poszliśmy spać, bo nazajutrz mieliśmy powitać Czarnogórę.

Ralph Demolka to ja

Nic nie zapowiadało tego, co się miało wydarzyć tej doby. Wstaliśmy wypoczęci, spakowaliśmy graty i ruszyliśmy do hali garażowej, gdzie zaparkowaliśmy auto. Wiecie jak to jest, kiedy masz najlepsze chęci, a wychodzi z tego jakaś masakra? Ja dowiedziałam się tego właśnie o poranku. Głupia sprawa, ale po 18 latach prowadzenia auta, zdjęłam sobie lusterko kierowcy, zahaczając o filar przy wycofywaniu. Dodatkowo rozjechałam żarówkę kierunkowskazu w nim zamontowaną i chciało mi się wyć z bezsilności. Nie ukrywam, że cierpiała także moja duma, więc rzuciłam kilka epitetów w swoim własnym kierunku. Kamil jest w takich sytuacjach oazą spokoju i jest niczym kojący balsam, kiedy wstępuje we mnie ślepa furia. Nie inaczej było i tym razem. Pozbierałam części lusterka i szczęśliwie okazało się, że żadne zaczepy, kable i złączki nie ucierpiały. Trzeba to było poskładać do kupy i kupić nową żarówkę.

Graz awaria lusterka

Po zwiedzeniu austriackiego OBI zostałam pokierowana do właściwego sklepu i zakupiłam odpowiednie światełko. Następnie, już spokojnie złożyłam lusterko i mogliśmy ruszyć w dalszą drogę do Czarnogóry. Straciliśmy około dwóch godzin, ale wciąż mieliśmy szansę choć część tego czasu nadrobić na trasie.

Droga przez mękę

Rzeczywistość postanowiła mieć jednak wobec nas inny plan. Najpierw zaczęło się chmurzyć, a potem utknęliśmy na kolejną godzinę w kolejce do tankowania tuż przed słoweńską granicą. Kiedy wreszcie ruszyliśmy i gładko przejechaliśmy granicę Słowenii, skończyło się rumakowanie i utknęliśmy w gigantycznym korku na autostradzie. Dodatkowo policja zablokowała zjazdy z niej i nie było sposobu, by ominąć korek. Czas dojazdu do celu wydłużał nam się niemiłosiernie, ale cóż było robić. Zrobiliśmy sobie piknik w samochodzie i staraliśmy się poszukiwać jasnych stron mocy.

tłoczno na drodze do Czarnogóry

W takim gigantycznym tłoku dotarliśmy do Chorwacji, licząc, że tu sytuacja będzie o niebo lepsza. O święta naiwności! Było dokładnie tak samo, a my mieliśmy jeszcze ponad 700 kilometrów do celu i trzy granice do przejechania. Zapowiadała się nam totalna logistyczna klapa, ale cóż.

Kamil z piwem w Chorwacji

Skoro wpływ na zastaną rzeczywistość mieliśmy żaden, to postanowiliśmy ją sobie umilić, planując odpoczynek przy winie i piwie po osiągnięciu celu. Na wysokości Zadaru, lekko się rozluźniło i kolejne kilometry drogi do Czarnogóry pokonywaliśmy bez przeszkód. Korytarzem Neum przejechaliśmy w stronę Dubrownika. Nie mogliśmy już korzystać z GPS’a, bo ten uparcie spychał nas w głąb lądu. Ściemniało się i nie ukrywam, że droga dawała mi się już we znaki. Kamil też na pewno był już bardzo zmęczony.

Do tego wszystkiego baliśmy się, że nie zdążymy na prom Kamenari pływający przez Zatokę Kotorską i będziemy musieli ją objechać nocą, po nieznanej i podobno bardzo wąskiej drodze. Jeszcze przed wyjazdem Kamil wyczytał gdzieś, że w nocy promy pływają co dwie godziny i to nie całą noc. Zapowiadał się niezły hardcore. Czyżby droga do Czarnogóry własnym samochodem miała mi wyjść bokiem? Rozważania przerwała nam zwiększająca się ciżba aut. Z każdym kilometrem malała też nasza prędkość, aż w końcu stanęliśmy w jakimś korku. Właśnie minęła północ, a my nadal byliśmy po chorwackiej stronie granicy. Nasza podróż trwała już 14 godzin, a przecież ten etap to było tylko 900 kilometrów. Powinniśmy je pokonać w 10 – 11 godzin. A tu klops. Okazało się, że nasz korek, był korkiem do przejścia granicznego z Czarnogórą.

my na granicy Czarnogóry

Szczęście się do nas uśmiechnęło

Postaliśmy na granicy około 2,5 godziny, ale ostatecznie o 2:30 w nocy udało nam się dotrzeć na prom. Szczęśliwie kursował on całą noc co 15 minut. Kamil znalazł wcześniej jakieś stare lub niesprawdzone informacje. Nie miało to znaczenia czy i kto czegoś nie sprawdził. Najważniejsze było, że droga przez mękę do Czarnogóry dobiegała końca.

Od upragnionego celu dzieliło nas zaledwie 27 kilometrów, ale jechaliśmy już oboje na oparach. Daliśmy jednak radę. Po 18 godzinach podróży bez wysiadania, wywołanym przeze mnie lusterkowym kryzysie, zaliczeniu wszystkich możliwych korków i przebyciu jednej gruntownie sprawdzającej wszystko granicy, dotarliśmy do celu. 

Kiedy minął niepokój wypływający z niewiedzy, czy z mieszkaniem, które wynajęliśmy wszystko jest w porządku, odetchnęliśmy z ulgą. Było po 4 nad ranem i powinniśmy iść spać, ale postanowiliśmy uczcić zakończenie tej mozolnej drogi do Czarnogóry lampką białego wina, które jechało z nami od Chorwacji. Po odpoczynku mieliśmy ogarnąć sprawy techniczne związane z pobytem i zacząć naszą czarnogórską przygodę.

Dotarliśmy do Czarnogóry

Zapraszamy na nasze grupy

Samochodem do Chorwacji
Samochodem do Chorwacji
Podróże niepełnosprawnych
Niepełnosprawni podróżują
Urlop w Chorwacji
Urlop w Chorwacji
Toskania grupa
Toskania
Singapur grupa
Singapur
Wszystkie treści masz od nas za darmo! Możesz się nam odwdzięczyć wirtualną kawą.

Podobne wpisy

2 Komentarzy

  1. Tylko się przekonałem, że lepsza jest opcja z drogą przez Węgry i Serbię oraz dwoma noclegami po drodze. Ten drugi w Serbii blisko Czarnogóry by nie stracić dużo z dnia. Zamierzamy zacząć od Zabliaka więc powinniśmy być w nim ok. godz. 11 po dwugodzinnej podróży z Serbii.

    1. My zjeżdżaliśmy od razu na wybrzeże, stąd wybór trasy. Poza tym nasza podróż przypadła na pandemię, więc wiele tras było zamkniętych. Ciesze się, że mogliśmy rozwiać wątpliwości. Pięknej podróży i odkrywania magicznej Czarnogóry 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zgodnie z RODO musisz się zgodzić na dodanie komentarza i przesłanie wpisanych danych
Ten formularz gromadzi Twoje imię, adres e-mail, adres strony www i treść, dzięki czemu komentarze mogą funkcjonować na tej stronie. Aby uzyskać więcej informacji, zapoznaj się z naszą polityką prywatności, gdzie uzyskasz więcej informacji o tym, gdzie, jak i dlaczego przechowujemy Twoje dane.
Nie wykorzystujemy danych wpisywanych podczas komentowania do celów marketingowych (np. wysyłka newslettera).