Słonie w Tajlandii
Nasza tajska przygoda trwała w najlepsze. Nie zauważaliśmy trudności i planowaliśmy kolejne atrakcje, wśród których znalazła się wizyta w Sanktuarium Słoni. Nie, nie po to by na nich pojeździć, bo oboje z Kamilem bardzo kochamy zwierzęta i z ubolewaniem patrzymy na zdjęcia, na których cierpią ku uciesze bezmyślnej gawiedzi. My mieliśmy inny pomysł na słonie w Tajlandii – chcieliśmy je nakarmić, przespacerować się w ich towarzystwie po deszczowym lesie i wykąpać się z nimi. Brzmi nieźle, prawda? Skoro tak, to startujemy z opowieścią o tajskich słoniach.
Słonie w Tajlandii spełniają marzenia
Odkąd w naszym domu w ogóle padła myśl o podróży do Tajlandii, nie mówiłam o niczym innym, jak tylko o tym, że chcę wykąpać i nakarmić słonia. Kamil, organizator wszech czasów, stanął na swoich długich rzęsach i znalazł mi miejsce, gdzie to będzie możliwe. Krabi Elephants House Sanctuary miało być spełnieniem marzeń i mieliśmy nadzieję odwiedzić je razem. Zapowiadało się obiecująco, bo do wyboru mieliśmy aż cztery programy od takiego trwającego 1,5 godziny do całego dnia spędzonego w towarzystwie słoni. My wybraliśmy program obejmujący karmienie słoni, spacer z nimi, kąpiel, a potem owocowy lunch w towarzystwie tych pięknych zwierząt.
Niestety, już na miejscu otrzymaliśmy informację, że teren dla wózka inwalidzkiego będzie niedostępny, a poza tym transport z hotelu odbywa się busem, do którego Kamil nie wsiądzie. Byłam zła, właściwie wściekła, bo po raz kolejny rzeczywistość dawała nam lekcję pokory. Kamil przekonał mnie jednak, bym stała się jego oczyma. I tak pojechałam spełnić swoje marzenie i odwiedzić słonie w Tajlandii.
Sanktuarium słoni w Tajlandii
Zgodnie z zapowiedzią o wyznaczonej godzinie pod hotel podjechał bus i ruszyłam, zbierając po drodze innych amatorów słoni w Tajlandii z ich hoteli. Na miejsce dotarliśmy po około 30 – 40 minutach i poczułam się jak w innym świecie.
Ruszyliśmy do dżungli na spotkanie ze słoniami. Droga nie była bardzo wymagająca i zaczynało mi świtać w głowie, że chyba popełniliśmy z Kamilem błąd. Nasz przewodnik tajemniczo milczał, ale wkrótce dotarliśmy do celu i zobaczyłam je – słonie.
Słonie w Tajlandii to słonie azjatyckie. Są mniejsze od afrykańskich, ich ciało ma inny kształt, mają także mniejsze uszy, a na ich głowie widnieje kilka charakterystycznych wyniosłości. Te nad czołem nazywa się kokiem. Jest on podobno pozostałością po olbrzymim guzie występującym u dalekich krewnych tajskich słoni – mamutów.
Kolejną charakterystyczną cechą słoni w Tajlandii są plamki na trąbie i uszach, które dodają im niezwykłego uroku. Tymczasem nasz przewodnik zaczął opowieść o miejscu, w którym się znaleźliśmy i o jego mieszkańcach.
Dzikie, a jednak zniewolone
W Krabi Elephant House Sanctuary słonie traktowane są, jak członkowie rodziny. Nie ma tu mowy o jeżdżeniu na nich! Każdy ze słoni jest zwierzęciem po przejściach. Były wcześniej wykorzystywane w pokazach, jako słoniowe taksówki, juczne zwierzęta czy też do ciężkich prac budowlanych i leśnych.
Nasz przewodnik porównał je do konia pociągowego i opowiedział historię każdego z nich, tłumacząc przy tym, że jeden ze słoni przebywa w szpitalu z powodu kłopotów z nogami. Za serce ujęły mnie Wipa i Tong. Jedno pół, a drugie całkowicie ślepe wydawały się niezwykle przyjazne, choć miały powody, by ludzi nie lubić. Nasz przewodnik z ogromnym szacunkiem mówił o tych zwierzętach opowiadając, o ich roli w życiu Tajów. Słonie w Tajlandii były czymś tak normalnym i oczywistym, jak dla nas psy i koty w domu i tak samo traktowane – bardzo różnie. Nagle mężczyzna zakończył swoją opowieść i zakomunikował, że czas nakarmić słonie.
Karmienie i spacer ze słoniami w Tajlandii
Dostałam chlebaczek na ramię, wypełniony po brzegi owocami i już po chwili dzieliłam się tym, co tam miałam z uroczymi wielkoludami.
Chwila nie uwagi i już trąba słoniowego żarłoka znajdowała się we wnętrzu torby. Byłam cała ośliniona, ale absolutnie mi to nie przeszkadzało. Ze zdziwieniem odnotowałam, że ich skóra jest bardzo przyjemna w dotyku. Byłam bardzo zaaferowana tym faktem, kiedy moją uwagę przykuło coś innego. Po pierwsze słonie stały za sznurkiem, a po drugie były dość zachłanne i pomyślałam sobie, że może je tu głodzą ku uciesze turystów, ale okazało się, że tak nie jest, co uspokoiło moje obawy. Niesamowite było to spotkanie. Nie spodziewałam się, że słonie w Tajlandii zrobią na mnie tak ogromne wrażenie. Biła z nich duma i smutek jednocześnie. Wierzcie lub nie, ale miałam ochotę je przytulić i zabrać im choć trochę tych bolesnych wspomnień. Z moich rozmyślań wyrwało mnie hasło do spaceru.
Początkowo zastanawiałam się, jak to będzie wyglądało i czy będzie to prawdziwy spacer czy raczej takie przepędzanie bydła. Całe szczęście było to pierwsze. Słonie bez żadnego poganiania ruszyły przed siebie i pozwalały nam sobie towarzyszyć. Niewidomy Tong macał grunt przed sobą trąbą i w ten sposób orientował się w terenie, a Wipa co chwilę stawała, by podziwiać dobrze znane otoczenie swoim jednym zdrowym okiem. I tak dotarliśmy do sadzawki.
Słonie w Tajlandii uwielbiają kąpiele w błocie
Hmmm… sadzawka była błotna. Jak ja tam wejdę? Ta myśl była moją pierwszą. Słonie tymczasem weszły do błotnego spa i zaczęły obrzucać się błotem. Przewodnik wyjaśnił nam, że chłodzą się w ten sposób i będą nam bardzo wdzięczne za pomoc. Już po chwili chwiejnie stałam w tym błotnistym jeziorku.
Pomoc słoniowi w skorzystaniu ze spa wcale nie była prosta. Błotniste dno było nierówne, śliskie i pełne ostrych korzeni, a do tego okazałam się strasznie mała przy słoniu i nie mogłam go dosięgnąć. Od czego jednak jest upór i determinacja! No właśnie od tego, by wykąpać w błocie słonie w Tajlandii 🙂
Jeśli interesują Cię atrakcje w Tajlandii to zajrzyj do naszych pozostałych artykułów.
Odwiedzamy wiele takich miejsc i sądzimy, że znajdziesz coś co Cię zainteresuje.
Nie ukrywam, że byłam z siebie dumna, choć skóra zaczynała mnie strasznie swędzieć przez zasychające błoto. Chyba nie tylko mnie, bo słonie bez ostrzeżenia ruszyły w stronę rzeki.
Czy trudno jest umyć słonia?
Po krótkim spacerze wpakowały się do rzeki, a my zostaliśmy wyposażeni w kubełki i szczotki. Ze zdziwienia zrobiłam taką minę, że przewodnik wybuchnął śmiechem i pokazał mi, że powinnam dołączyć do zwierząt, bo też jestem cała brudna. Trochę się bałam, szczególnie, że woda z błotem chlapała wszędzie, a słonie zaczęły dokazywać jak małe słoniątka. Ni stąd ni zowąd zanurzały się nagle pod wodę, kręciły wokół własnej osi. Istne szaleństwo. Nie byłabym jednak sobą, gdybym się spróbowała i już po chwili byłam w wodzie.
To było niezwykłe doświadczenie, choć w pewnym momencie zdawało mi się, że nikt tu nad niczym nie panuje. Myliłam się. Opiekunowie słoni czuwali nad bezpieczeństwem ludzi i komfortem swoich podopiecznych. Dowodem na to był moment, kiedy zbliżyłam się ze szczotką do słoniowego nosa. Nasz przewodnik od razu zareagował, upominając mnie bym była bardzo delikatna i reagowała na każde niezadowolenie zwierzęcia. Okazuje się, że skóra słoni jest w tym miejscu szczególnie wrażliwa i łatwo sprawić im ból. Starałam się być bardzo delikatna i chyba się udawało. Słonica, którą postanowiłam wyzwolić z błota sama nastawiała się do szorowania, co wywołało aprobatę jej opiekuna.
Strasznie mnie to urzekło i mogłabym spędzić tak cały dzień, ale kąpiel się skończyła, a brzuch zaczął przypominać o posiłku.
Lunch ze słoniami w Tajlandii
To same zwierzęta stwierdziły, że już wystarczy tej kąpieli i zdecydowanymi krokami opuściły rzekę, udając się na pobliską polanę. Ewidentnie zgłodniały, bo ich trąby co chwilę pakowały coś do pysków. I o zgrozo! Swoje pięknie umyte ciała, obsypały piaskiem.
My tymczasem uraczeni zostaliśmy pysznymi owocami i wodą. Tęsknie spoglądałam w stronę polany, bo chciałam jak najdłużej obcować z tymi pięknymi stworzeniami. Chyba wyczuły tęsknotę moją i wszystkich zebranych, bo już po chwili przyszły do naszego stołu. Druga opcja (bardziej prawdopodobna) jest taka, że wyczuły jedzenie 😉 i właśnie dlatego przyszły.
Przyszedł także czas się pożegnać i wtedy ponownie dopadła mnie myśl, którą miałam na początku. Kamil mógł tu ze mną przyjechać. Wystarczyło wynająć inne auto. Byłam na siebie zła, bo choć część tej cudownej przygody mogła być jego udziałem. Nie wszedłby do sadzawki czy do rzeki, ale mógłby nakarmić słonie, dotknąć je i pójść z nimi na spacer. Zbyt łatwo się poddaliśmy. Obiecałam sobie, że następnym razem słonie w Tajlandii odwiedzimy wspólnie. Z tą myślą oraz głową pełną cudownych doświadczeń i błota we włosach wracałam do Ao Nang.
Dołącz do nas na YouTube!
Znajdziesz tam filmy z podróży po Polsce i świecie.
Hej,
będę tam w styczniu. Czy miałaś wykupiony program A? Czy z dużym wyprzedzeniem wykupywałaś wycieczkę?
Super relacja. Pozdrawiam
Dziękuję za ciepłe słowa. Wycieczka była kupiona dzień przed i ostatecznie zdecydowaliśmy się na program A, bo nie chciałam spędzać całego dnia bez Kamila. Udanego urlopu 🙂
Dziękuję 🙂